sobota, 25 września 2010

Maliny wpuszczone w maliny

Tym razem będzie o leśnych owocach, które stały się mimo woli bohaterkami fragmentu najsłynniejszego naszego dramatu. Miast cieszyć się zasłużoną sławą smaku, kształtu, koloru, potem zaistnieć w rzędach przetworów w spiżarni, stały się świadkami i przyczyną zdarzenia kryminalnego. Zacznijmy jednak od początku, by poznać osobę, która wmanewrowała maliny w rolę dla nich niewygodną.


Pan możny, "czterowieżowy" za radą Pustelnika postanowił pojąć za żonę dziewczynę ubogą, miłą i "karną". Znalazłszy się w chacie wdowy, wyłuszczył swe pragnienie tym bardziej ochoczo, gdy ujrzał dwie piękne dziewczyny. Którą wybrać?  Rozważania jego są iście męskie:
"Więc jednej mężem - drugiej być kochankiem;
Więc obie kochać, a jedną zaślubić?
Lecz którą kochać? którą tylko lubić?..."

Wie, że nie może być bigamistą, ale snuje mu się po zakutej rycerskiej głowie myśl korzystania z wdzięków obu panien. Wspomnijmy jeszcze, iż niecne męskie zamiary bywały już odkrywane w literaturze romantycznej, bo tajemnicza dziewczyna z jeziora w balladzie innego wieszcza mówi:
Pomnę, co ojciec rzekł stary:
Słowicze wdzięki w mężczyzny głosie,
A w sercu lisie zamiary.

Trudna sprawa, więc urządza wpierw casting na miarę  swoich czasów. Okazuje się, że obie kochają, są skore do największych poświęceń, a przede wszystkim chcą skorzystać z okazji i zamienić chatkę na zamek. I tu zbliżamy się już do malin, wszak chatka stoi w pobliżu lasu. Sprawa wyboru znalazła się w impasie i gdyby nie podpowiedź duszka Skierki:
Matko w lesie są maliny,
Niechaj idą w las dziewczyny.
Która więcej malin zbierze,
Tę za żonę pan wybierze.

- nie wykorzystałaby Wdowa tej możliwości.
Oto niech rankiem idą w las dziewczyny,
A każda weźmie dzbanek z czarnej gliny;
I niechaj malin szukają po lesie,
A która pierwsza dzban pełny przyniesie
Świeżych malinek, tę weźmiesz za żonę.

Proste rozwiązanie, niemalże dyscyplina sportowa, połączenie biegu na orientację i podnoszenia ciężarów. Zanim jednak wyruszą, Alina już zaczyna psychologicznie oddziaływać na konkurentkę do łoża pana słowami:
...trzeba wziąć się ostro
Do tych malinek, bo wiesz, że ja zawsze
Uprzedzam ciebie i mam pełny dzbanek.

ale jeszcze
Ha, siostrzyczko, a ja wiem, dlaczego
Malin nie zbierasz...

a potem śni:
Wszędzie maliny! maliny! maliny!
Następnego dnia  nastąpi część najważniejsza, spotkanie w lesie zbierających malin i możliwość porównania szczęścia i pracowitości oraz determinacji zbierackiej i wpływania na własne losy. Na razie Alina zachwyca się:
Ach, pełno malin - a jakie różowe!
A na nich perły rosy kryształowe.
Usta Kirkora takie koralowe
Jak te maliny...

W tym czasie Balladyna widzi:
Jak mało malin! a jakie czerwone
Jak krew.

Dostrzeganie malin w leśnych ostępach już potwierdza konflikt, bo mamy odkryć, że Alina jest dobra, a Balladyna zła, jednak to ta pierwsza zaczyna się przekomarzać z siostrą, posługując się znanym już nam rekwizytem - malinami.
Ja mam pełny dzban, mniej jedną maliną - zaczyna pracowita szczebiotka, drażniąc siostrę, która nie ma ochoty na rozmowę, odpowiada krótko, nawet pojedynczymi wyrazami. Zdobywa się jednak na szczerość:
Wyłażą
Z twojego dzbanka maliny jak węże,
Aby mię kąsać żądłami wymówek.
Idź i bądź panią!...

A ona nie idzie, tylko dalej drażni, usiłując naiwnie zgłębić stan duszy siostry.
Usiądźmy tu obie
I mówmy z sobą otwarcie, roztropnie,

Czy można mówić roztropnie, gdy pojawił się niespodziewanie nowy świadek
Ten nóż?... to na węża
W malinach...

Dalszy dialog potwierdza walkę wewnętrzną Balladyny, narastający brak kontroli nad swoimi czynami i brak rozsądku Aliny, która nie przestaje słownie prowokować siostry, wiedząc, że
...ten dzbanek
To moje szczęście, mój mąż, mój kochanek.
Rolę dzbana odegrał ręcznie malowany dzbanuszek z Coimbry
Dzbanek malin ma przynieść szczęście jednej pannie, a drugiej - bycie protegowaną na dworze.  Jednak powyższa scena jest przede wszystkim doskonałym ujęciem ciemnych mocy drzemiących w człowieku i braku empatii ze strony Aliny. Zbrodniarka Balladyna jest dziewczyną z charakterem, inywidualnością, natomiast jej siostra to przyszła ozdoba mężczyzny. Sprawiedliwość ludowa każe karać zbrodniarzy, więc znak na czole - malina - ma przypominać i być wyrzutem sumienia zbrodni popełnionej w afekcie, gdy ofiara sama się aż prosiła, by umożliwić jej zejście.
Juliusz Słowacki w tym fragmencie dramatu przetworzył  balladę Aleksandra Chodźki śpiewaną na nutę "Hej tam na górze..."  , która też była oparta na ludowej opowieści.
"Dwa im dzbanki daj,
Niechaj idą w gaj,
Która więcej malin zbierze,
Tę za żonę pan wybierze,
Ta będzie panią."

Oczywiście z lasu wraca starsza córka matki:
"Oto malin dzban!
Gdzie mój mąż? gdzie pan?"

I tu zbrodnia jest faktem i pani zostaje ukarana siłami natury:
Jak stała padła;
Ileż straty, ile szkody,
Wieś tak wielka,mąż tak młody,
Dziatki nieletnie!

Nie wnikamy tu w kwestię wyrzutów sumienia, wspomnień o czynie, dalszej działalności kryminalnej jak u Słowackiego. Charaktery w balladzie Chodźki nie są tak wyraziste, choć cel oczywisty.
Z powyższymi tekstami podjął dyskusję Wojciech Młynarski, dokonując swoistego przetworzenia tematu, łącząc nawet frazy z paru znanych utworów literackich. Ale do rzeczy.
dwie dziewczyny, gołąbki dwie,
na maliny wybrały się, wybrały się.

- bo we dworze czeka bogaty pan
z hojną czeka nagrodą
dla tej, co mu da pełny dzban.

W tej balladzie nie wiadomo, kto je wysłał, ale faktem jest, iż ów mężczyzna jest amatorem czerwonych, dorodnych malin. W odróżnieniu od zapisu wieszcza obie zbierają z zapałem, tylko że
Pierwsza zbiera uczciwie,
dzban pełny ma już, pełny ma już,
druga zła, patrzy chciwie
i chwyta za nóż,

Ale wtedy przekornie, jak uczniak, który chce pozmieniać wydarzenia ze szkolnych lektur:
tamta na to wyciąga dwa, wyciąga dwa!
Musi być i morał zamiast kary
że kto człowiekiem złym, człowiekiem złym,
nóż mu jeden wystarczy, a
uczciwemu potrzebne dwa,potrzebne dwa...

Ballady, ale też i dramat, są przykładem nie tyle zbrodni zaplanowanej lub zbrodni w afekcie, która będzie wyrzutem sumienia, ale i tego jak  niespodziewanie nóż zabrał rolę malinom, po prostu wpuścił je w maliny.
No cóż po tych krwawych historiach, bo przecież i sok malinowy jest krwisty, należy marzyć, by tylko przechadzały się dziewczyny jak maliny.
Tam na błoni błyszczy kwiecie,
Stoi ułan na widecie,
A dziewczyna jak malina,
Niesie koszyk róż.

Tak śpiewało się w pieśni z czasów powstania listopadowego, ale porównanie to jest nośne w wielu pieśniach.
Kochajmy klasyków! Czytajmy na nowo, bo mistrzowie pióra nie pisali po to, by gnębić gawiedź szkolną. Oni naprawdę znali życie.
__________
Moje inspiracje:
Juliusz Słowacki, Balladyna
Aleksander Chodźko, Maliny
Wojciech Młynarski, Ballada o malinach
Adam Mickiewicz, Świtezianka
oraz parę innych pieśni

sobota, 18 września 2010

Okno na świat


Okno zawsze stoi na granicy dwóch światów. Z wnętrza mieszkania wchodzi w przestrzeń, którą postrzega się i ocenia równocześnie. Z zewnątrz okno kryje w sobie tajemnicę miejsca nieoswojonego przez obcych.
Widok z okna zawsze był wprawką pisarską ucznia w ćwiczeniu opisu, ale i twórcy literatury, malarstwa i filmu uznawali, iż ten otwór w ścianie można wykorzystać niebanalnie.
Najsłynniejsze Okno na podwórze oparte na opowiadaniu Cornella Woolricha to nazwiska genialnych, sprawnych warsztatowo lub pięknych: Alfreda Hitchcocka, Jamesa Stewarda, Grace Kelly i Thelmy Ritter. Fotoreporter Jeffries przykuty do fotela i poddawany rehabilitacji, spotykający się ze swoją narzeczoną czas wolny poświęca na obserwację sąsiadów z naprzeciwka, poznając ich rozkład dnia, charaktery, nawyki. W pewnym momencie uwagę kieruje na małżeństwo komiwojażera, podejrzewając, iż zabił swoją żonę. Statyczny obraz, perspektywa bohatera, klasyczna jedność miejsca i okno, które staje się najważniejsze dla podglądacza. Dzięki mistrzowskiemu opowiadaniu uzupełnionego przez dźwięk wciąga widza i też zamienia go w kolejnego podglądacza. Jest to film o obsesji życia cudzym życiem, nieważne czy z wyboru, czy z nudów. Potwierdza skłonność człowieka do obserwowania sąsiadów jawnie, przez lornetkę albo zza firanki. "Widzą cię, widzą cię!" - śpiewają bohaterowie musicalu Footloose o społeczności małomiasteczkowej. Nasuwa się zastanowienie: A dlaczego nie mają widzieć, skoro są okna? Doda ktoś inny: Niech widzą, bo po to jest okno, lecz niech nie śledzą obsesyjnie, bo w końcu zaczną żyć cudzym życiem. Zwykłe okno staje się tematem do rozważań o granicach ingerencji w cudze życie, wścibstwa. W filmie okno jest świadkiem domysłów, hipotezy bohatera, która ma potwierdzić lub odrzucić zbrodnię, a więc uwaga widza kieruje się ku pobudkom szlachetnym społecznie. Jednak w życiu bywa i tak, iż okienne podglądanie nie  prowadzi zawsze do rozwiązywania zagadek kryminalnych, lecz zazwyczaj jest źródłem plotek, sąsiedzkiego  nachalnego zainteresowania cudzym życiem. Idąc dalej, można stwierdzić, że jest namiastką każdego filmu, to również takie odwieczne zawężone  reality show bez wiedzy i zgody podglądanych. By nie zakończyć obserwacji za pomocą lornetki lub zza firanki jednoznacznym stwierdzeniem, iż jest dowodem wścibstwa, dodam jeszcze przykład z powieści skandynawskiej Lindy Olsson Niech wieje dobry wiatr. Samotna, nieufna Astrid obserwuje nową sąsiadkę, która w wynajętym domu na odludziu chce napisać powieść i zamknąć pewien etap swego życia. Wpierw ledwie dostrzegalne ruchy firanki, świadomość wzajemnej obecności, nieśmiałe gesty powitania są zalążkiem głębszej przyjaźni kobiet, które dzieli pokolenie. Okno może być więc symbolem nieufności, by przełamać ją w końcu i wyjść na spotkanie drugiego człowieka. 
Caspar David Friedrich, Kobieta w oknie
Dla  Johannesa Vermeera okno obecne na jego obrazach było przede wszystkim źródłem światła, znów kobieta z obrazu Caspara Davida Friedricha za sobą zostawia mrok mieszkania (smutek, nudną codzienność), wpatrując się w otwartą przestrzeń (tęsknota za tajemnicami świata, radość powitania żeglarza i słuchania opowieści o dalekich krajach).  Poeci ujmują je metaforycznie. Wisława Szymborska w wierszu Niebo dostrzega miejsce na granicy sacrum i profanum:
"Okno bez parapetu, bez futryn, bez szyb,
Otwór i nic poza nim,
ale otwarty szeroko."
Natomiast spacerujący Pan Cogito Zbigniewa Herberta zobaczył  "Domy  przedmieścia o podkrążonych oknach". Zaś u Leopolda Staffa "O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny", przywołując nastrój tęsknoty, zadumy, wsłuchania się w siebie i świat za szklaną taflą. Za oknem, ktoś może czekać z bukietem groszków, jak w piosence śpiewanej przez Ewę Demarczyk do słów Juliana Kacpra i Henryka Rozwadowskiego.Tam też
" I odtąd pod oknem twoim
I groszki kwitną i róże
Na modłę wiotkich powoi
Pną się i pną po murze."
Róża chce się dostać do pokoju i w wierszu Adama Asnyka
"Ach ta róża! ach ta róża!
Co się w twoje okno wdziera,
Na pokusy mnie wystawia,
Sen i spokój mi odbiera..."
Znów u Juliana Tuwima do pokoju wprasza się ukwiecona gałązka, znak wiosny, ale też i weny twórczej.
"Otwórz okno, wpuść kwitnące słowo",
Lgnęła, gięła, mówić zaczęła.

Otworzyłem - uderzyła światłem,
Światem, kwiatem - i w powietrzu pisze
I wiatr za nią, i wiersz za wiatrem!
Co za wiersz! Pierwszy raz taki słyszę!
Zupełnie inny cel przyświecał ułanom, którzy przybyli pod okienko panienki.
"Pukają, wołają: "puść panienko!(...)
Panienka otwierać podskoczyła,
Żołnierzy do środka zaprosiła."
To tylko ślad obecności okien w poezji. Sygnał podziału dwóch stref może świadczyć o izolacji, przenikaniu lub otwartości, melancholia zostaje zastąpiona radością i oczekiwaniem.

Na Śląsku w dzielnicach robotniczych lub małomiasteczkowych był już zanikający zwyczaj, by kobiety po wykonaniu prac domowych położyły poduszeczkę na parapet, oparły się łokciami i obserwowały, co się dzieje na ulicy, mając na uwadze i to, że w tym momencie wiedziały, które sąsiadki też mają już w domu czysto po obiedzie. Czasami obie połówki okna były otwarte, gdyż na drugiej poduszeczce opierała się córa na wydaniu lub  mąż. To były czasy, gdy większość kobiet nie pracowała poza domem. Ciekawy to był widok, żywa wizytówka ulicy. To też i loża teatralna, która widzi i ocenia przemykających nieśmiało chodnikiem  aktorów niepewnych swych ról.
Warszawa ul. Polna 40, 1938 rok
Maria Dąbrowska wykorzystała okno swego mieszkania przy Polnej 40, mieszkania 31 w opowiadaniu  napisanym w 1951 roku Tu zaszła zmiana. Dla pisarki jest ono miejscem,  z którego obserwuje historię w momencie ważnym dla Warszawy i kraju. "Mieszkam już od trzydziestu czterech lat w Warszawie, w tym samym domu, przy tej samej ulicy. Przeżyłam tu większą część mego życia i tu powstała większość moich prac pisarskich. Mieszkać tak długo w jednym miejscu, gdy inni przemierzają swym życiem dziesiątki mieszkań, miast, krajów - to, zdawałoby się, nuda i jednostajność. A jednak... " Uwagę zwraca prywatna perspektywa 1939 roku, powstania warszawskiego, wyzwolenia i odbudowy, zapisuje tak jak to widzi przeciętny człowiek. Widok z okna gabinetu pisarki był niemal wiejski, bo  to widoczne trzy domki  między szkołą, przede wszystkim ściany kamienic, z których widoczny był tylko jeden budynek,  typowy dla przedmieść stolicy dworek, z dachem ze staroświeckiej, karbowanej dachówki, z drewnianą werandą, szczelnie obrośnięty dzikim winem. Wokół roztaczał się ogród pełen drzew owocowych, warzyw i kwiatów, pieczołowicie pielęgnowany. W tym miejscu następowały kolejne zmiany. Wpierw oddział kawalerii jest częstowany pomidorami z koszyka, potem nowi żołnierze wycięli kilka drzew i ustawili działa. Następuje czas okupacji i wolne gojenie ran do momentu aż stanęła sierpniowa barykada. Chłopcy z biało-czerwonymi opaskami również są częstowani pomidorami. Potem zaczynają się pojawiać mogiły. Domki jeszcze stoją w czasie opuszczania miasta. W 1945 roku już ich nie ma, ale powracający mieszkańcy zaczynają reanimować swoje miasto. Jest jeszcze cmentarz, ale do szkoły wracają dzieci, które są uczone szacunku dla historii. Dom na Polnej istnieje. Dzisiaj w mieszkaniu pisarki mieści się muzeum, natomiast widok z okna jest inny.
Marek Hłasko nie pisał w opowiadaniu z 1955 roku Okno o historii, lecz o marzeniach i rozczarowaniu. Narrator też mieszka od lat w tym samym budynku, jednak jest on brzydki i brudny, gdzieś na peryferiach miasta. "Do okna mego pokoju nie zagląda nigdy księżyc, nigdy też nie widzę stąd nieba i gwiazd; mogę oglądać tylko kawałek podwórka i przeciwległą ścianę drugiego domu - bardzo wysoką, po części obrośniętą dzikim winem." Na podwórzu jest jeszcze uschnięte drzewo akacji. Całe to miejsce tchnie smutkiem, brakiem perspektyw, pogodzeniem się z losem. Jest jednak mały, rudowłosy chłopiec, który z uporem usiłuje zajrzeć do mieszkania mężczyzny mieszkającego na parterze. Jego zainteresowanie wzbudza zwykły bohomaz, którego nie widzi z zewnątrz w całości. Na nim jest scena bitwy morskiej, a więc coś co wykracza poza szary, ciasny podwórkowy świat. Jednakże przysługa dorosłego okazuje się niedźwiedzią przysługą.  Ujrzenie wnętrza przestaje być tajemnicą, kończy marzenie, bo "Wszędzie jest tak samo." - mówi chłopiec. Dorosły dodaje: "Na całym świecie są takie pokoje. Świat to jest właśnie kilka takich pokoi." Jednak rozczarowanie chłopca, pesymistyczna wizja świata potwierdzona przez dorosłego, pozostawienie symbolicznego dziecięcego pałasza, nie wydaje się być całkowitym poddaniem i rezygnacją z badania świata, gdyż przecież powiedział wcześniej buńczucznie: "To ja jeszcze zobaczę."
W Słowniku symboli J.E. Crirlota czytamy: "Okno jest rodzajem otworu, wyraża więc pojęcia wnikania możliwości dalekiej perspektywy; z racji czworokątnego kształtu jego sens kontroluje przyziemność i racjonalność." Jednakże okno to też przegroda w postaci szyby, obecność po dwu stronach, także zaproszenie do wejścia w świat  intymny, osobisty, znów spojrzenie na zewnątrz jest wejściem w pejzaż, historię, dystans wobec człowieka.Okno kryje w sobie wiele możliwości twórczych.
__________
Moje inspiracje:
Okno na podwórze, film z 1954 roku.
Maria Dąbrowska, Tu zaszła zmiana
Marek Hłasko, Okno
oraz parę obrazów, wiersze i piosenki

czwartek, 16 września 2010

Muzeum czyli społeczeństwo

Roland Topor, pisząc o pesymistach (optymistach w przebraniu?), zanotował "Krytykują społeczeństwo spektaklu, bo budują społeczeństwo muzeum. Społeczeństwo, w którym nawet pozory byłyby skamieliną i które własną skamieniałość uważałoby za cnotę."
Cytat z Balu na ugorze kieruje uwagę na odwieczne przeciwności, ścieranie się koncepcji rządów, lecz i epok, prądów literackich, pokoleń.