piątek, 25 marca 2011

Rozsypały się perły...

"Odkąd mi się ujawniły tak ostatecznie bezsens dziejów i to nędzne półpiekło naszej ziemskiej rzeczywistości, wszystkie ludzkie cuda, które kochałem - dzieła sztuki, dzieła poezji, wielkie czyny, wielkie postacie - rozsypały mi  się jak perły ze sznurka. Nie łączą się już w żadną całość; walają się tu i ówdzie... ale naszyjnika już nie ma - tego wspaniałego łańcucha, który był ozdobą istnienia." 
Tak napisał  14 maja 1943 r. Henryk Elzenberg w dzienniku Kłopot z istnieniem.

Myśl filozofa można wyjąć z kontekstu historii II wojny światowej i wstawić w dowolną epokę  krwi i pożogi, by stwierdzić, iż stan rozczarowania kulturą, całym dorobkiem ludzkości utrwalającym wiarę w piękno i dobro jest właściwy umysłom szlachetnym.Metafora naszyjnika z pereł i rozerwanie go jest bardzo wymowna. Cóż, zawsze potem ktoś z powrotem nawleka perły, inicjując kolejny etap wiary w moc filozofów, teologów, artystów. Należy się jednak przyjrzeć uważnie, kto to robi.

wtorek, 22 lutego 2011

44%

... Polaków przeczytało książkę z potrzeb zawodowych, zainteresowań.  I cieszmy się, że aż tyle. Nie zamartwiajmy się powierzchownymi badaniami robionymi po raz kolejny dla samych badań. Cóż nam mówi przypadkowa grupa nawet 2000  respondentów. Wiadomo, że nie każdy w jakiś nieznany sposób wytypowany bierze w nim udział. Ileż razy zdarzało się nam odłożyć słuchawkę albo wyrzucić otrzymaną ankietę. Rzetelność badań powinna opierać się wielu przesłankach, nie tylko zbadaniu stanu i podaniu tego w formie raportu do publicznej wiadomości, ale i poznaniu przyczyn oraz wskazania kierunków naprawy poprzez jasno określony i możliwy do zrealizowania program.

Pisze się, że nie czytają ludzie z wyższym wykształceniem. Należy się zapytać, a kto postanowił dać papiery ukończenia wyższej uczelni bezpłatnej lub płatnej każdemu, nawet temu, kto ma kłopoty z pisaniem i czytaniem. Kto uczynił z wyższych uczelni szkółkę, w której się uczy, a nie studiuje? Skąd ma czerpać pozytywne wzory ta nowa klasa średnia na glinianych nogach?
 Pisze się, że młodzi ludzie nie czytają. A jak konstruowane są kolejne programy reformy oświatowej?  Kto opracowuje spisy lektur dla kolejnych etapów edukacyjnych nie uwzględniających poziom językowy, wiedzę potrzebną do zrozumienia klasyki, stan emocjonalny? Kto opracowuje i wydaje oraz wypożycza  bryki? Niektórzy naiwnie podsuwają ograne tytuły, po które niby młodzież chętnie sięgnie, jak cykl o Harrym Potterze. Skąd ta wiedza powtarzana w mediach?  Kto sfinansuje zakup odpowiedniej ilości książek, by można z nimi było sensownie pracować na lekcjach? Kto zapewni, że za trzy lata nowe roczniki będą interesować się tymi samymi modnymi tytułami? Kto bada możliwości czasowe ucznia?
Nie pisze się, że starsi, ludzie na emeryturze również nie czytają. Dlaczego? Bo dawniej niektórzy z nich też nie czytali i nie mają nawyków czytelniczych. Nie należy też przeciwstawiać młodych i starych.
Inne pytanie, które mi się nasuwa: Czy rodzice i nauczyciele przedszkola oraz klas początkowych wiedzą, jak wyrabiać nawyki kontaktu z książką? Takie nawyki na zawsze, nie okazjonalne tworzenie ceremonii. Czy sami czytają?
Wiele jest pytań bez jednoznacznych odpowiedzi. To nie ceny książek, to nie brak dobrze zaopatrzonych w nowości bibliotek albo dostęp do mediów, internetu jest przeszkodą w uzyskiwaniu wyższych procentów.
Społeczeństwo tworzone po wojnie na nowo, entuzjastycznie wdrażające programy walki z analfabetyzmem, promujące awans społeczny, korzystające nie tylko z wydawanej klasyki, lecz i literatury propagandowej w stylu "Oblicza człowieka socjalizmu", w pewnym momencie zarzuciło pewne dobre wzorce reklamy książek w prasie i telewizji, uznając wszystko za biznes. Społeczeństwo? - ktoś się zastanowi. Tak, poprzez swoich przedstawicieli w miejscach, w których decyduje się o kulturze i oświacie. Efektem tego jest brak miejsca na ciągłą promocję w telewizji przede wszystkim. W tej chwili nie ma żadnego programu o książkach, a na wizji mówi się okazjonalnie tylko o tych sponsorowanych przez wydawców. Pozostaje jeszcze niszowe radio publiczne, które robi dobrą robotę na rzecz upowszechniania wiedzy o literaturze, no i blogi. Okazjonalnie w prasie i internecie dyskutuje się obszernie o książkach-sensacjach, których jeszcze prawie nikt nie czytał, bo przed premierą.
Kiedyś powszechne było udzielanie wywiadów na tle książek z własnej biblioteczki (nawet dowcipkowano na ten temat, że wzmacniają mądrość), teraz są programy o sławnych ludziach, pokazuje się ich domy, w których nie ma miejsca na książki. Czy są takie mało fotogeniczne lub wstydliwe? To też byłaby promocja czytelnictwa. Ojców i matek 56% nieczytających jest wielu.

Są ludzie, którzy patrzą, ale nie widzą, słuchają, lecz nie słyszą. Nie przerobimy wszystkich zjadaczy chleba w aniołów i trzeba się z tym pogodzić.

Jak tylko pociąg ruszył
zaczął wysoki brunet
i tak mówi do chłopca
z książką na kolanach
- kolega lubi czytać

- A lubię - odpowie tamten
czas szybciej leci
w domu zawsze robota
tu w oczy nikogo nie kole
- No pewnie macie rację
a co czytacie teraz

- Chłopów - odpowie tamten -
bardzo życiowa książka
tylko trochę za długa
i w sam raz na zimę

Wesele także czytałem
to jest właściwie sztuka
bardzo trudno zrozumieć
za dużo osób

Potop to co innego
czytasz i jakbyś widział
dobra - powiada - rzecz
prawie tak dobra jak kino

Hamlet - obcego autora
też bardzo zajmujący
tylko ten książkę duński
trochę za wielki mazgaj

tunel
ciemno w pociągu
rozmowa się nagle urwała
umilkł prawdziwy komentarz

na białych marginesach
ślad palców i ziemi
znaczony twardym paznokciem
zachwyt i potępienie

Zbigniew Herbert, Podróż do Krakowa z tomu Hermes, pies i gwiazda, 1957

Powyższy wiersz Herberta uzmysławia, że czytelnikiem jest się z wewnętrznej potrzeby, czasami wbrew otoczeniu. Można przekazywać tradycje kontaktu z książką, można uczyć, jednak to człowiek wybiera. Towarzyszy mu potrzeba wiedzy, wzruszenia, wejścia w świat niedostępny na co dzień. Sposób przetwarzania czytanego tekstu jest sprawą indywidualną i wcale nie gwarantuje osiągnięcia pełni wiedzy o życiu i świecie, gdy nie zestawimy jej z kumulowaniem tematów, wnioskowaniem i mądrą krytyką. Książka nie może istnieć obok życia, lecz przenikać się z nim.

czwartek, 17 lutego 2011

O czytelnikach słodko-gorzko

fot. Nina Leen (1909-1995)
Są czytelnicy na głodzie, którzy pochłaniają wszystko, co mają pod ręką. Byle szybko, byle więcej, byle jak najbardziej urozmaicenie - ale i tak mają nieustanne wyrzuty sumienia, że wszystkiego nie przeczytają. Czas płynie im coraz szybciej. Śledzenie nowości wydawniczych przyprawia niemal o zawał.
Są ci, którzy pogodzili się z własną ludzką niedoskonałością i przeżywają rozterki wyboru. Dziesięć razy przekartkują zanim się na coś zdecydują. W końcu skupiają się na ulubionych gatunkach, tematach, pisarzach. Osiągają jakieś szczęście spełnienia, odkrycia własnych gustów.
Kolejną grupę stanowią ci, którzy z premedytacją szukają mądrości i piękna wśród literatury faktu i klasyki. Wiele razy powracają do fragmentów, nad którymi rozmyślają, łączą je z innymi o podobnej treści. Notują, zakreślają, tworzą swoje bazy informacji.

Jest czytelnik badacz i czytelnik odkrywca. Badacz dokonuje analizy i syntezy, łączy i układa, natomiast odkrywca przeciera ścieżki wśród nowości, pomaga innym je ogarniać, zauważać trendy. Jeżeli są takie dwa bieguny czytelnicze, symetria odbioru książki, to należy uznać ten fakt  za swoisty podział ról jak niemalże na każdym kroku życia społecznego, gdzie albo się pracuje, albo eksperymentuje - to niemal motyw ikaryjski. Co jest między biegunami?  Czytelnik szczęśliwy i nieszczęśliwy, spełniony i poszukujący, dojrzały i rozedrgany w swych wyborach. To każdy, kto sięga po książkę z różnych powodów.
fot. Nina Leen (1909-1995)
Inna sprawa: Czytać nowości albo sięgać do książek, które już wyrobiły sobie jakąś markę wśród odbiorców słowa? Wiadomo, że dom buduje się od fundamentów, więc i obycie czytelnicze oraz gust trzeba kształtować od znaczących dzieł klasyków. Szkoła wskazuje tytuły, czasem zniechęca jednostronnymi, pospiesznymi analizami, jednak   jej niezaprzeczalną zaletą jest dotarcie do tych uczniów, którym dom nie ukształtował nawyków obcowania z literaturą. Co zrobią później z tą wiedzą, to już zależy od nich samych i nie jest moim celem w tej chwili analizowanie tego zjawiska. Znajomość klasyki, nawet pobieżna jest potrzebna do odczytywania aluzji literackich, rozpatrywania wykorzystywanych wątków w szerszym kontekście, spojrzenia na człowieka minionych epok, a nade wszystko na zrozumienie roli języka i kompozycji dzięki którym często pewne dzieła uznawane są za wielkie. Literatura najnowsza jest zawsze wielką niespodzianką pozbawioną opracowań. Uderza czytelnika siłą reklamy, czasami aktualną lub modną treścią, każe mu błądzić w gąszczu tytułów, po omacku korzystać z podpowiedzi krytyków albo opinii innych maniaków książek. Sztuką jest znaleźć w tym wszystkim swoją ścieżkę bez wchodzenia w ślepe uliczki. Należy podziwiać tych pionierów, którzy w całym galimatiasie zaczynają widzieć logikę, porządek i umieją swoje spostrzeżenia przekazać innym. Wyższą sztuką jest dostrzeżenie ciągłości literatury nie jako zmiennych obrazów epoki, dnia dzisiejszego, lecz człowieka, który przeżywa te same rozterki od wieków.
fot. Nina Leen (1909-1995)
Jeden z bohaterów Dawnych mistrzów Thomasa Bernharda wśród wielu dywagacji zajmuje się też jakością czytelniczego odbioru i czytania. Przewrotnie stwierdza, że wcale nie trzeba czytać książki kompletnie, bo czasami wystarczy kartkować. Zanim się przeczyta coś w całości, należy dziesiątki przekartkować nim wybierze jedną do przeczytania.  Utalentowany kartkujący  zatrzymuje się na jednej stronie  i "...kiedy jednak tę jedną stronę czyta, czyta ją tak gruntownie jak nikt inny i z największą pasją czytelniczą, jaką można sobie wyobrazić." Kartkowanie, zdaniem wypowiadającego się Regera, niesie w sobie dużo przyjemności czytelniczej. "W sumie przecież lepiej przeczytać niechby i trzy strony trzystustronicowej książki, za to tysiąc razy gruntowniej niż normalny czytelnik, który wszystko niby przeczyta, ale nawet jednej strony gruntownie, powiedział. Lepiej przeczytać dwanaście linijek książki z najwyższą intensywnością, czyli, jak można by powiedzieć, przebić się do Całości, niż gdybyśmy przeczytali całą książkę tak jak normalny czytelnik, który w końcu przeczytaną przez siebie książkę zna równie powierzchownie, jak lecący samolotem pasażer krajobraz, nad którym leci samolot. Nie dostrzega nawet zarysu terenu. A dzisiaj wszyscy czytają wszystko w locie, czytają wszystko, niczego nie znają. Ja, wszedłszy do książki, zaraz się do niej wprowadzam, proszę sobie wyobrazić, zapieram się rękami i nogami i siłą trzeba mnie z niej wyrywać, wkraczam na dwie, trzy strony tekstu filozoficznego, tak jakbym wkraczał na jakiś teren, w przyrodę, na terytorium państwa, część świata, niech panu będzie, aby w ową część świata wedrzeć się nie zaledwie niecałą siłą i niecałym sercem, lecz całkowicie, aby ją zbadać, a następnie po zbadaniu jej tak gruntownym, jak to tyko jest  w mojej mocy - móc dojśćdo konkluzji o Całości. Kto wszystko czyta, niczego nie pojął, powiedział." Dalej porównuje zachłannego czytelnika, tego żarłocznego, do mięsożercy, który nie dba o swoje zdrowie.  "szczyt przyjemności dają nam przecież fragmenty, tak jak i w życiu osiągamy szczyt przyjemności, przyglądając mu się we fragmentach, a jaką grozę budzi w nas Całość i w gruncie rzeczy też to, co jest doskonałe, kompletne."
fot. Nina Leen (1909-1995)
 "Dobry czytelnik powinien być w trakcie lektury zatopiony w niej właśnie, nie w dookolnych widokach."  - stwierdza przewrotnie Amos Oz. A ja dodam, że może to być klasyka, pachnąca farbą drukarską nowość lub strona wybrana z czułością po przekartkowaniu.
____________
Moje inspiracje:
Thomas Bernhard, Dawni mistrzowie. Komedia, przeł. Marek Kędzierski, wyd. II, Czytelnik, Warszawa 2010, ss. 23-24.
Amos Oz, Opowieść się rozpoczyna, przeł. Wacław Sadowski, Prószyński i S-ka, Warszawa, s. 142.

piątek, 28 stycznia 2011

O krytykach

Krytyków literackich można lubić lub nie, można się  obawiać ich ciętego języka, przenikliwości, irytować ocenami, które są wynikiem upodobań, wiedzy o literaturze, poetyce, nawet osobistych sympatii, można potulnie stulić po sobie uszy lub się buntować, ironizować. Krytyka literacka uchodzi za forpocztę historii literatury, zdanie współczesnych znawców na temat aktualnego rynku wydawniczego, które  można będzie wziąć pod uwagę w przyszłości. Z perspektywy pokolenia można wszak dostrzec nowe prądy, tematy epoki. Tak było w czasach rozkwitu prasy, która nawet w codziennych wydaniach miała rubrykę literacką, a specjalistyczna poświęcona była współczesnym zjawiskom kultury. Dzisiaj jednak wiele wysokonakładowych gazet usunęło dodatki literackie, rubryki poświęcone książkom są ubogie, czasopisma literackie dostępne są dla wybranych, gdyż nawet przeciętne biblioteki nie prenumerują tej prasy. Jednak rzecz nie tyle w dostępności co jakości. Przeciętnego czytelnika może i nie interesują polemiki literackie, gdyż nie wie, czemu służą, a czasami odstręcza go zbyt hermetyczny język, ale może pociągnęłaby go indywidualność piszącego o literaturze. Idąc dalej, można dodać, że krytycy nie potrafią ze sobą dyskutować na łamach prasy, raczej okopują się w pismach, z którymi współpracują. Piszą recenzje, głównie o charakterze informacyjnym, czasami  oceniają, że nie podoba się im okładka lub wstawiają słowa hit, kit, rzadko trafia się dobry felieton. Wyższą sztuką jest już napisanie eseju lub artykułu o twórczości pisarzy lub popularności gatunków literackich, nowych trendach kompozycyjnych lub wykorzystaniu języka. Nie jest dziwne, że o krytykach krytycznie wypowiadają się pisarze, a jeszcze inni biorą sprawy w swoje ręce i ochoczo objaśniają meandry swojej twórczości i zamysły twórcze w wywiadach lub własnych szkicach literackich, by któryś z krytyków wykorzystał ich słowa w swoich tekstach.

Świadek 1. - Milan Kundera, buntownik
W Zdradzonych testamentach Milan Kundera proponuje nowe spojrzenie na zachowany dorobek literacki Franza Kafki, sugerując odświeżenie kontaktu z tekstami. Tym samym zaleca oderwanie się od tradycji interpretacyjnej zapoczątkowanej przez przyjaciela autora, który nie wypełnił testamentu wybitnego prozaika. Max Brod, rozpoczynając batalię o miejsce Kafki w historii literatury, uznał, że odzew przyniesie nie tylko wydanie tekstów, lecz i ich interpretacja. Jednak ona była uwarunkowana jego pojmowaniem sztuki powieści. Sam był miernym pisarzem i nie odniósł w tej dziedzinie sukcesów. "Jednak człowiek piszący kiepskie wiersze staje się niebezpieczny w chwili, gdy zabiera się do wydawania dzieł swego przyjaciela." - stwierdza Kundera - dodając, iż stworzył trwajacą od lat kafkologię. "Kafkolodzy ochoczo i hałaśliwie podważają autorytet ich ojca, nigdy jednak nie opuszczają miejsca, które ten im wyznaczył. (...) W niezliczonych przedmowach, przysłowiach, przypisach, biografiach i monografiach wytwarza ona i podtrzymuje obraz Kafki tak, że autor znany publiczności pod nazwiskiem Kafka nie jest już Kafką, lecz Kafką skafkalogizowanym." Sama "kafkologia jest językiem mającym na celu skafkalogizowanie Kafki. Zastąpienie Kafki Kafką  skafkalogizowanym." Milan Kundera podaje pięć argumentów na poparcie swoich poglądów, które dotyczą nadużyć interpretacyjnych opartych o biografię, a nie o kontekst historii powieści europejskiej, działań "hagiograficznych", ale też ignorowanie  oddziaływań pisarzy na rzecz wpływów filozofów, niedostrzeganie istnienia sztuki modernistycznej. "Kafkologia nie jest krytyką literacką (nie rozważa wartości dzieła: nie znanych dotychczas stron egzystencji przez to dzieło odsłoniętych,jego estetycznych nowosci,które wpłynęły na ewolucję sztuki, itd.); kafkologia jest egzegezą. Jako egzegeza, w powieściach Kafki dojrzeć potrafi jedynie alegorie." Protest Kundery przeciwko schematom interpretacyjnym powinien cieszyć tych, którzy nie są przekonani, iż o uznanych twórcach napisano już wszystko i nic nowego wnieść nie można. Jest to też nawoływanie do bycia niepokornym ku chwale literatury. To też zachęta do czytania dorobku pisarskiego w kontekście gatunków, języka, wykorzystywanych motywów.

Świadkowie 2. i 3. -  ironiczni

Krytycznie o krytykach wypowiadali się pisarze, lecz i ci, którzy podejmowali romans z tą dziedziną popularyzowania literatury. Uszczypliwości dotyczyły nadmiernego teoretyzowania, zbytniej pewności swej władzy niektórych z nich:
Krytycy to jednonodzy teoretycy skoku w dal. / Harold Pinter
Innymi słowami wyraził to samo Tadeusz Żeleński - Boy
Krytyk i eunuch z jednej są parafii
Obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi.

Dlaczego jednak krytyk nie jest Dostojewskim, Mannem, Woolf, itp, skoro zasady organizacji tekstu i kreowania świata przedstawionego ma w małym palcu? Subiektywne opinie krytyków zmuszają do odbijania ich piłeczki przez  literatów. Mecz może trwać bez końca.

Świadek 4. - Julian Kornhauser, łowca fraz
"Można w tych wersach zaakcentować (a więc: wzmocnić znaczeniowo)
cztery początkowe przymiotniki"
"możemy podkreślić wszystkie słowa wiersza (albo - nie podkreślać
żadnego z nich)"
"w obu przypadkach duchowe zranienie przenika się z katastrofą kosmosu"
"Co można zrobić z uzewnętrznionym doświadczeniem umniejszenia?"
"ilość uwagi poświęconej kotom - to sygnały, iż tę odmianę spotkania
traktuje poeta ze szczególną powagą"
W tym czasie jeden z kotów poety liże łapki,
nie akcentując żadnej z nich.

Krytyka literacka o poezji z tomu "Origami"

Krytyk literacki ma swój zasób słów, fraz, które wykorzystuje w zależności od potrzeb. W dobie internetu można zastosować opcję kopiuj/wklej.

Świadek 5. - Thomas Bernhard, przewrotnie naiwny chytrus
"Mnie jest milej, kiedy ktoś pisze pozytywnie, a nie negatywnie. Obojętnie, kto to jest. Ważne, żeby to było długie. Bo wtedy więcej jest w środku, prawda?" To metoda zaczepna, gdyż następuje potem porównanie z jedzeniem.  Krytyka to jednak konsumpcja z karty dań. Całkiem słuszne spostrzeżenie. Dobrze, gdy klient sam sobie wybiera i jest zadowolony, chyba, że kucharz spartaczył danie. Bywa jednak klient tak upierdliwy, że aż prosi się, by mu napluć w talerz. Bernhard stwierdza, iż najważniejsze jest, by dużo było napisane, obojętnie czy pozytywnie, czy negatywnie. A może kieruje uwagę na to, że nie każdy przeczyta długich wypocin prasowych? To jednak nie wszystko, co ma do powiedzenia o piszących w prasie. Za dużo zarabiają, a pisarz powinien dostawać jeszcze to co oni. "To, co oni wkładają do środka, w gruncie rzeczy jest moje, bo gdyby nie ja, to taki krytyk nie miałby o czym pisać." Współpracownicy zarabiają mniej niż pracownicy etatowi. "...nigdy nie interesuje go, żeby zrobić coś dobrego, bo i tak ma pewną posadę, więc wyciska ciągle tę swoją tubę, aż kiedy stuknie mu sześćdziesiątka, tuba robi się pusta, o ile już wcześniej nie trafi go szlag. (...) Colgate - ciągle wychodzi z niej to samo o tym samym smaku. Z Blend-a-med też. Ale na koniec wszyscy piszą najzwyklejszym Lacalutem, bo są starzy - wtedy jest to pisanie protezowe. Krytyki wkłada się na noc do szklanki jak sztuczną szczękę." Każdy krytyk ma swoją tubkę, ale  wyciśnięta zawartość jest marnej jakości, a jeszcze gorzej, gdy na siłę pisze się o czymś do czego nie ma się przekonania lub kompetencji. W innym miejscu wypowiada się jednak na temat "walenia", oczywiście słownego w prasie i mediach. "Zawsze się cieszę, gdy ktoś we mnie wali, bo wtedy mogę mu po trzykroć oddać, a to czyni człowieka silnym." Krytyka jest więc żerowaniem na twórczości pisarza, pisaniem długich (nie zawsze), lecz miałkich tekstów, ale i atakujących personalnie, co zmusza pisarza do reakcji.

Świadek 6. optymistyczny - Oscar Wilde
"Krytykiem jest ten, kto swe własne wrażenia piękna umie w odmiennej wyrazić formie, nowy im nadać kształt. "/ Portret Doriana Graya (Przedmowa)
Dodaje też
"Niezgodność krytyków między sobą dowodzi zgodności artysty ze sobą. Możemy komuś wybaczyć, że stwarza coś użytecznego, dopóki dzieła swego nie podziwia. Jedynym usprawiedliwieniem dla człowieka, który stwarza coś bezużytecznego, jest wielki podziw dla swego dzieła."
I rzucił piłeczkę do ogródka twórców, zarzucając im czasami zbytnie zadufanie, pewność genialności tego, co się stworzyło.

Krytyka w czasach Internetu
Dzieło literackie jako fakt społeczny i twór językowy  stoi między twórcą a czytelnikiem, a krytyka literacka ma mu stworzyć warunki zaistnienia. Ponieważ prasa kulturalna lub ta z działami o kulturze w wersji papierowej nie dociera do czytelnika masowego, w dzisiejszych czasach funkcję informującą, oceniającą i opisującą może wypełnić Internet. Wydania elektroniczne gazet i czasopism istnieją w sieci, lecz ich siła oddziaływania nie jest zbyt duża. Lukę w łączności książka - czytelnik wypełniają blogi chętnie krytykowane przez fachowców za niską jakość, brak warsztatu krytycznoliterackiego pozwalającego oceniać tekst, jednakże ci fachowcy jakoś nie opanowali masowo Internetu, a ci, którzy prowadzą blogi nie wyróżniają się swoimi wyjątkowymi umiejętnościami i przenikliwością badawczą. Jak zawsze, tak i tu nie można uogólniać, bo jakość blogów o książkach jest też różna, jednak temat ten wymaga gruntownego badania i opisywania. Należy się jednak cieszyć, że tyle osób lubi czytać, ma swoje gusta literackie i chce się dzielić z innymi pasją. Wartość popularyzatorska zdaje się być doceniana szczególnie przez małe wydawnictwa, które dzięki blogom współpracującym mają bezpłatną i szybką reklamę. Krytyka literacka w Internecie wciąż jeszcze czeka na zagospodarowanie, bo miejsca jest dosyć sporo.
__________
Moje inspiracje:
Milan Kundera, Zdradzone testamenty, przeł. z francuskiego Marek Bieńczyk, PIW 1996.
Thomas Bernhard, Spotkanie. Rozmowy z Kristą Fleischmann, przeł. Sława Lisiecka, PIW 2010.

czwartek, 6 stycznia 2011

Powroty poetów

Kraj lat dziecinnych, kraj utraconej niewinności, lecz i młodości, tkwi w sercu, gdzieś w głębi ludzkiego jestestwa. Jego obraz, zapachy, słowa tam wypowiedziane lub usłyszane, żal, że zapomniało się o czymś ważnym, było się zbyt roztargnionym, nieuważnym, powraca po latach w nowym miejscu, wśród innych ludzi  i innym czasie. Nie każdy, gdy wyjechał, może lub ma odwagę do niego wrócić. Literatura zna wszakże takie powroty szczęśliwe lub tylko na skrzydłach wspomnień. Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gniaździe ojczystym - tymi słowami prosi poeta, były dworzanin, Jan Kochanowski, który powrócił na swoją ojcowiznę w Czarnolesie, doznając szczęścia rodzinnego, tragedii odejścia, spokoju tworzenia. Dla innego wielkiego klasyka literatury polskiej to wspomnienie Krzemieńca:
Bo tam, gdzie Ikwy srebrne fale płyną,
Byłem ja niegdyś, jak Zośka, dzieciną.

Jemu współczesny stwierdza: 

Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie
Święty i czysty, jak pierwsze kochanie.
Nostalgia tych, którzy wyjechali, wyemigrowali, lub, używając słów Juliusza Słowackiego:
Dzisiaj daleko pojechałem w gości
I dalej mię los nieszczęśliwy goni. albo Mickiewicza Dziś dla nas w świecie nieproszonych gości,-  jest obecna nie tylko w literaturze romantycznej, która zapoczątkowała ów nurt opuszczenia gniazda. Pisarz staje się pielgrzymem lub gościem.  Trudna to jest gościna, która nie ma nadziei na powrót, z trudem przełykany obcy chleb. 
Polskie kresy wschodnie są miejscem szczególnej tęsknoty. Strony nowogródzkie zostały zapisane w utworach Adama Mickiewicza. Z potrzeby wytchnienia, oddalenia się od sporów emigracyjnych powstał Pan Tadeusz  przywołujący świat, który odszedł, łudził nadzieją, był jednocześnie i idealny i pełen wad, niósł ze sobą konflikty, które można wyjaśnić, przezwyciężyć, nienawiść, nadzieję przebaczenia i wspólnoty działań. Bogata to księga  do wielokrotnego odczytania. Ktokolwiek będziesz w nowogródzkiej stronie, pamiętaj o Nim i jego poezji.
W dolinie Niewiaży
W 2011 roku należy wspomnieć o jeszcze jednym powrocie. To powroty Czesława Miłosza. Wcześniej w wierszu W mieście pisał:
...Ale wywiało mnie
Za morza i oceany. Żegnaj, utracony losie.
Żegnaj, miasto mego bólu. Żegnajcie, żegnajcie.

Potem były powroty wykute w słowach. Świat. Poema naiwne, Dolina Issy, Gdzie wschodzi słońce  i kędy zapada - to dom, krajobraz, ludzie, proste i jednoznaczne wartości. Powroty mentalne były remedium na czas ciemny w historii i bezradność związaną z szufladkowaniem dokonań literackich, jak sam mówi. Dolina Niewiaży jest nie tylko opisana, ale i ożywiana portretami ludzi i stworów z głębi ludowych wierzeń. To były ścieżki prowadzone przez gęstwinę słów, pojęć, znaczeń, symboli. Jednakże było mu dane wrócić do miejsc mu bliskich i skonfrontować pamięć z rzeczywistością. Powstał cykl wierszy Litwa, po pięćdziesięciu dwóch latach. Czy warto wracać?
Nie ma domu, jest park, choć stare drzewa wycięto
I gąszcz porasta ślady dawnych ścieżek
. / Dwór
Jakaż to oczywista refleksja się rodzi w trakcie spaceru, bo przecież musiał brnąć ścieżkami,deptać zielsko mu miłe, przystawać co chwila, spoglądając na drzewa:
To miejsce i ja, choć daleko stąd,
Równocześnie, rok po roku, traciliśmy liście,
Zasypywały nas śniegi, ubywało nas
I znów razem jesteśmy, we wspólnej starości.

Powrót po latach to czas na refleksje egzystencjalne, zmienność miejsc, niszczenie,  przemijanie.
Czy pocieszeniem może być to, że ci, którzy pozostali mieli przynajmniej czym palić w nasze długie zimy? Dla pogodzonego już człowieka z tym, że nic nie jest wieczne - tak. Dom najbliższy sercu przeminął, została okolica, krajobrazy, skojarzenia, potwierdzenia tego, co widziały pokolenia.
Nie ma już kącika roślin lekarskich, minął czas smażenia konfitur, panny X, choć:
Ale ona jest tutaj, w swojej okolicy,
Jak niewidzialna rusałka z ballady "To lubię".
Wolno jej będzie odejść czy raczej odlecieć
Równocześnie z moim zniknięciem ze świata
. / To lubię

Adam Chmielowski (Brat Albert), Pejzaż ze zjawą
Pamięć nosimy w sercu, ale i ona ma swój czas ściśle określony, przedłużeniem mogą być słowa zapisane z miłością. W miejscu powrotu dalej zbiera się grzyby, ale czy są to takie grzybobrania jak dawniej? Za swoim wielkim poprzednikiem wspomina:
I grzybobrania! Po tęgie zdrowie borowików w dębinie,
Ich wianki, jeden przy drugim, schnące na podcieniu.
Trąbkę myśliwską słychać kiedy idziemy na rydze
I nożyki barwią się żółtoczerwono od ich soku
. / Bogini
Wszystkie drogi prowadzą do domu, wszystkie widoki własne mogą być konfrontowane starymi oczyma.
Była to łąka nadrzeczna, bujna sprzed sianokosów,
W nieskazitelnym dniu czerwcowego słońca.
Całe życie szukałem jej, znalazłem i rozpoznałem
, / Łąka

Józef Rapacki, Kaczeńce
A szczęście odzyskania można potwierdzić tylko łzami.
W oddali czeka miasto młodości.
Przystojniej byłoby nie żyć. A żyć nie jest przystojnie,
Powiada ten, kto wrócił po bardzo wielu latach
Do miasta swej młodości.(...)
/ Miasto młodości
Miasto żyje, ale nie ma już tych, którzy chodzili kiedyś jego ulicami, gdzieś w sercu pozostały ich głosy.
Niektórzy nie chcą wracać do opuszczonych przez siebie miejsc, nie chcąc oglądać zmian, pustki, ogarniającego uczucia obcości. Powroty wywołują łzy, szczęście i ból życia jest wtedy jeszcze trudniejszy.

sobota, 1 stycznia 2011

Wina, wina...

wina, wina dajcie! - śpiewa się w w dumce kresowej, a więc rzecz będzie o trunku, który wspominają najstarsze księgi ludzkości. Najsłynniejszym winiarzem i osobą, którego nadmiar wina wspomagany pogodą zmógł, był Noe, ten sprawiedliwy, którego Bóg ocalił z potopu i zawarł z nim przymierze. Bóg bynajmniej go nie potępił za tę chwilę słabości, ale jeden z synów przyprowadził braci, by oglądali nagiego i nieprzytomnego z przepicia ojca. Na winorośl w tekstach biblijnych natrafiamy wielokrotnie, a uważało się nawet, iż była rajskim drzewem życia. "Szczęśliwy jesteś i dobrze ci będzie: żona twoja jak płodny krzew winny w domu twoim" - czytamy w psalmach. Winnica zaś Nabota stała się solą w oku króla Samarii, Achaba, który chciał ją przejąć, dając w zamian inną. Ojcowizny jednak się nie oddaje łatwo i beztrosko. Dopiero intryga Jezabel zakończyła konflikt i przyczyniła się do ukamienowania Nabota. Powszechnie znany jest cud w Kanie Galilejskiej, w której na weselu z udziałem Chrystusa raczono się winem. Podobno w Biblii o winie i winnicach mówi się aż 149 razy.

Czytelnikom Mitologii znany jest kult Dionizosa (rzymskiego Bachusa), boga wina i płodnych sił natury, o winie wspomina Homer. Jednak starożytni spożywali wino zmieszane z wodą, uważając picie samego za zwyczaj barbarzyński. Wino nie było też  trunkiem bogów olimpijskich, gdyż rolę tę spełniał nektar, a jedynym bogiem, który się upijał był Hefajstos.

 Do Polski wino wprowadziło chrześcijaństwo. Są dokumenty o winnicach przyklasztornych, a i wiele miast ma w herbie winorośl, więc były okresy sprzyjające uprawie. Polskie winiarstwo to osobny temat.
Zwyczaj picia win importowanych stał się popularny wśród wyższych warstw społeczeństwa od końca XVI wieku. Najbardziej popularne i cenione były węgrzyny, węgierskie tokaje (Nihil est vinum nisi Hungaricum), potem reńskie, ale też i sprowadzano wina hiszpańskie, austriackie, francuskie, mołdawskie, czasami greckie.
Andrzej Morsztyn w XVII w. pisał do brata Stanisława:
 Piłeś burgundzkiej prasy potok Bony
I Anżul biały i Burdo czerwony,
I nie francuskie jakoby jagody
Słodki Frontignac,nie cierpiący wody;
I co nie gardzi taką mieszaniną
Orleans, bitną pamiętny dziewczyną.
Prowanckiego marsylijskie tłoku,
I od Narbony wina Langwedoku.
Oprócz trunków wykwintnych były też fałszowane kwaskowate mieszańce. Ponieważ dobre wina pito na dworze królewskim, magnackich, biskupich i bogatej szlachty, stały się ważnym elementem obyczajowości. Było rozweselającym trunkiem rozwiązującym języki a do tego spożywanym w towarzystwie, delektowano się nim, pisano o nim wiersze i pieśni.
Wino dowcip zaostrza, posila człowieka,
Żołądkowi potrzebne i przyczynia wieka.
Frasunek, myśli przeróżne wybija nam z głowy,
Czemu żaden nie sprosta wymownemu słowy.
Dni wesołych matką jest, dobrą myśl sprawuje,
Winem głowa zagrzana kłopotu nie czuje.
Nuży skąpstwo przemierzłe, łakomstwo przeklęte
- ułożył Piotr Zbylitowski.
O spożywaniu trunków, biesiadowaniu pisał już mistrz z Czarnolasu, nie zawsze wymieniając napój.
Ale oto jego wino:
W piwnicy także coś na schyłku wina. / Do Pawła
O człowieku czystego sumienia: 
Temu wina nie trzeba przylewać
Ani grać na lutni,ani śpiewać;
/ Pieśń II, Księgi pierwsze
Ponadto:
Jakokolwiek zwano
Wino, co cię lano:
Przymkni się do nas, a daj się nachylić,
Chciałbym twym darem gości swych posilić!
/ Pieśń II, jw.
I biesiada na całego:
Chcemy sobie być radzi?
Rozkaż, panie, czeladzi,
Niechaj na stół dobrego wina przynaszają,
A przy tym w złote gęśli albo lutnią grają
. / Pieśń IX, jw.
Tu przy cieknącym, przezornym strumieniu
każ stół gotować w jaworowym cieniu;
Każ wino nosić, póki beczka leje,
Póki wiek służy, a śmierć nie przyspieje!
/ Pieśń XI, Księgi wtore
Wino jest dobre  w chwili smutku i radości, zawsze w dobrej kompanii.  Jednak zdarzają się i tacy, którzy stronią od napojów. Czym upojono słynnego doktora Hiszpana, gdy złożono mu nocną wizytę? Faktem jest, że dziewięć kolejek to było za dużo.
W czasach staropolskich funkcjonowało powiedzenie odnoszące się do spożywania wszystkich alkoholi:
Kto pije, ten łebski,
Kto nie pije, ten kiepski.
Piotr Roizjusz był ten kiepski, ale miał dobrych, dowcipnych kompanów na dworze królewskim, a epizod został po wsze czasy utrwalony we fraszce.
kielich toastowy, XVIII w.

Najsłynniejsza pieśń, wybuch radości, pochwała życia, powstała w drugiej połowie XVIII wieku. Franciszek Bohomolec stworzył słynnego Kurdesza nad kurdeszami. Inspiracją stała się gościnność warszawskiego kupca Grzegorza Łyszkiewicza i jego żony Anny oraz zasobna piwnica. Kurdesz to kompan, towarzysz, a wyraz został zaczerpnięty ze słownictwa tureckiego czasów ottomańskich: kar(yn)dasz - bliźniak, brat, towarzysz, dosłownie: zrodzony z tegoż łona, od karym łono.

Każ przynieść wina, mój Grzegorzu miły,
Bodaj się troski nigdy nam nie śniły!
Niech i Anulka tu zasiądzie  z nami!
Kurdesz, kurdesz  nad kurdeszami!


Skoro się przytknie ręka do butelki,
Znika natychmiast  smutek z serca wszelki:
Wołajmyż tedy, dzwoniąc kieliszkami:
Kurdesz, kurdesz  nad kurdeszami!


Niezłe to wino! Do ciebie, mój Grzelu:
puchar toastowy, XVIII w.
Cieszmy się, póki możem, przyjacielu!
Niech stąd ustąpi nudna myśl z troskami!
Kurdesz, kurdesz  nad kurdeszami!


Patrzcie, jak dzielny skutek tego wina:
Już się me serce weselić poczyna.
Pod stół kieliszki!  Pijmy szklenicami!
Kurdesz, kurdesz  nad kurdeszami!


I ty, Anulko, połowico Grzela,
Bądź uczestniczką naszego wesela:
Pofolguj sobie i chciej wypić z nami!
Kurdesz, kurdesz  nad kurdeszami!


Już po butelce: niech tu stanie flasza,
Viwat ta cała kompanija nasza!
Viwat z Maciusiem i z przyjaciołami!
Kurdesz, kurdesz  nad kurdeszami!


Maciuś jest partacz,  pić nie lubi wina,
Myśli, że jemu złotem jest dziewczyna,
Dajmyż mu pokój, pijmy sobie sami!
Kurdesz, kurdesz  nad kurdeszami!


Odnówmy przodków ślady wiekopomne,
Precz stąd, szklenice, naczynia ułomne!
Po staroświecku pijmy pucharami!
Kurdesz, kurdesz  nad kurdeszami!


Już też to, Grzelu, przewyższasz nas wiekiem
A wiesz, że wino  dla starych jest mlekiem;
Łyknij, a będziesz śpiewał z młodzikami:
Kurdesz, kurdesz  nad kurdeszami!

Wino rozweselało, tłumiło smutki i cierpienia, kazało cieszyć się dobrym towarzystwem, nawet Anulka, żona Grzegorza była  mile widziana. Zaś abstynent Maciuś został pozostawiony sobie, gdy namowy dołączenia się do toastów nie skutkują.Tak to biesiadowano,ciesząc się przednim winem, które rozjaśniało umysł, dodawało dowcipu i sarmackiej fantazji.
Innym tematem jest nadużywanie alkoholu i sylwetki pijanic.
Z obserwacji Jana Kochanowskiego wynikało, że toasty mogły wyglądać tak: 
Prze zdrowie gospodarz pije,
Wstawaj, gościu! A prze czyje?
Prze królewskie. Powstawajmy
I także ją wypijajamy!
Prze królowej. - Wstać się godzi
I wypić; ta za tą chodzi.
Prze królewny. - Już ja stoję!
A podaj co rychlej moję!
Prze biskupie. - Powstawajmy
Albo raczej nie siadajmy!
Ta prze zdrowie marszałkowe. -
Owa, gościu, wstań na nowe!
Ta prze hrabie. - Wstańmy tedy!
Odpoczniemże nogom kiedy?
Gospodarz ma w ręku czaszę,
My wiedzmy powinność naszę!
Chłopię, wymkni ławkę moję,
Już ja tak obiad przestoję.
Podobny temat porusza niezastąpiony Jędrzej Kitowicz w informowaniu o obyczajach staropolskich.
Zatem z winem wkraczam w nowy rok. Wasze zdrowie!
____________
Moje inspiracje:
Teksty Władysława Kopalińskiego, Zbigniewa Kuchowicza, Krystyny Bockenheim; poezja staropolska i oświeceniowa
Puchary ze zbiorów Zamku Królewskiego na Wawelu.
Świat Książki wydał ostatnio Nowe kroniki wina Marka Bieńczyka, ale tej pozycji nie znam.