wtorek, 22 lutego 2011

44%

... Polaków przeczytało książkę z potrzeb zawodowych, zainteresowań.  I cieszmy się, że aż tyle. Nie zamartwiajmy się powierzchownymi badaniami robionymi po raz kolejny dla samych badań. Cóż nam mówi przypadkowa grupa nawet 2000  respondentów. Wiadomo, że nie każdy w jakiś nieznany sposób wytypowany bierze w nim udział. Ileż razy zdarzało się nam odłożyć słuchawkę albo wyrzucić otrzymaną ankietę. Rzetelność badań powinna opierać się wielu przesłankach, nie tylko zbadaniu stanu i podaniu tego w formie raportu do publicznej wiadomości, ale i poznaniu przyczyn oraz wskazania kierunków naprawy poprzez jasno określony i możliwy do zrealizowania program.

Pisze się, że nie czytają ludzie z wyższym wykształceniem. Należy się zapytać, a kto postanowił dać papiery ukończenia wyższej uczelni bezpłatnej lub płatnej każdemu, nawet temu, kto ma kłopoty z pisaniem i czytaniem. Kto uczynił z wyższych uczelni szkółkę, w której się uczy, a nie studiuje? Skąd ma czerpać pozytywne wzory ta nowa klasa średnia na glinianych nogach?
 Pisze się, że młodzi ludzie nie czytają. A jak konstruowane są kolejne programy reformy oświatowej?  Kto opracowuje spisy lektur dla kolejnych etapów edukacyjnych nie uwzględniających poziom językowy, wiedzę potrzebną do zrozumienia klasyki, stan emocjonalny? Kto opracowuje i wydaje oraz wypożycza  bryki? Niektórzy naiwnie podsuwają ograne tytuły, po które niby młodzież chętnie sięgnie, jak cykl o Harrym Potterze. Skąd ta wiedza powtarzana w mediach?  Kto sfinansuje zakup odpowiedniej ilości książek, by można z nimi było sensownie pracować na lekcjach? Kto zapewni, że za trzy lata nowe roczniki będą interesować się tymi samymi modnymi tytułami? Kto bada możliwości czasowe ucznia?
Nie pisze się, że starsi, ludzie na emeryturze również nie czytają. Dlaczego? Bo dawniej niektórzy z nich też nie czytali i nie mają nawyków czytelniczych. Nie należy też przeciwstawiać młodych i starych.
Inne pytanie, które mi się nasuwa: Czy rodzice i nauczyciele przedszkola oraz klas początkowych wiedzą, jak wyrabiać nawyki kontaktu z książką? Takie nawyki na zawsze, nie okazjonalne tworzenie ceremonii. Czy sami czytają?
Wiele jest pytań bez jednoznacznych odpowiedzi. To nie ceny książek, to nie brak dobrze zaopatrzonych w nowości bibliotek albo dostęp do mediów, internetu jest przeszkodą w uzyskiwaniu wyższych procentów.
Społeczeństwo tworzone po wojnie na nowo, entuzjastycznie wdrażające programy walki z analfabetyzmem, promujące awans społeczny, korzystające nie tylko z wydawanej klasyki, lecz i literatury propagandowej w stylu "Oblicza człowieka socjalizmu", w pewnym momencie zarzuciło pewne dobre wzorce reklamy książek w prasie i telewizji, uznając wszystko za biznes. Społeczeństwo? - ktoś się zastanowi. Tak, poprzez swoich przedstawicieli w miejscach, w których decyduje się o kulturze i oświacie. Efektem tego jest brak miejsca na ciągłą promocję w telewizji przede wszystkim. W tej chwili nie ma żadnego programu o książkach, a na wizji mówi się okazjonalnie tylko o tych sponsorowanych przez wydawców. Pozostaje jeszcze niszowe radio publiczne, które robi dobrą robotę na rzecz upowszechniania wiedzy o literaturze, no i blogi. Okazjonalnie w prasie i internecie dyskutuje się obszernie o książkach-sensacjach, których jeszcze prawie nikt nie czytał, bo przed premierą.
Kiedyś powszechne było udzielanie wywiadów na tle książek z własnej biblioteczki (nawet dowcipkowano na ten temat, że wzmacniają mądrość), teraz są programy o sławnych ludziach, pokazuje się ich domy, w których nie ma miejsca na książki. Czy są takie mało fotogeniczne lub wstydliwe? To też byłaby promocja czytelnictwa. Ojców i matek 56% nieczytających jest wielu.

Są ludzie, którzy patrzą, ale nie widzą, słuchają, lecz nie słyszą. Nie przerobimy wszystkich zjadaczy chleba w aniołów i trzeba się z tym pogodzić.

Jak tylko pociąg ruszył
zaczął wysoki brunet
i tak mówi do chłopca
z książką na kolanach
- kolega lubi czytać

- A lubię - odpowie tamten
czas szybciej leci
w domu zawsze robota
tu w oczy nikogo nie kole
- No pewnie macie rację
a co czytacie teraz

- Chłopów - odpowie tamten -
bardzo życiowa książka
tylko trochę za długa
i w sam raz na zimę

Wesele także czytałem
to jest właściwie sztuka
bardzo trudno zrozumieć
za dużo osób

Potop to co innego
czytasz i jakbyś widział
dobra - powiada - rzecz
prawie tak dobra jak kino

Hamlet - obcego autora
też bardzo zajmujący
tylko ten książkę duński
trochę za wielki mazgaj

tunel
ciemno w pociągu
rozmowa się nagle urwała
umilkł prawdziwy komentarz

na białych marginesach
ślad palców i ziemi
znaczony twardym paznokciem
zachwyt i potępienie

Zbigniew Herbert, Podróż do Krakowa z tomu Hermes, pies i gwiazda, 1957

Powyższy wiersz Herberta uzmysławia, że czytelnikiem jest się z wewnętrznej potrzeby, czasami wbrew otoczeniu. Można przekazywać tradycje kontaktu z książką, można uczyć, jednak to człowiek wybiera. Towarzyszy mu potrzeba wiedzy, wzruszenia, wejścia w świat niedostępny na co dzień. Sposób przetwarzania czytanego tekstu jest sprawą indywidualną i wcale nie gwarantuje osiągnięcia pełni wiedzy o życiu i świecie, gdy nie zestawimy jej z kumulowaniem tematów, wnioskowaniem i mądrą krytyką. Książka nie może istnieć obok życia, lecz przenikać się z nim.

czwartek, 17 lutego 2011

O czytelnikach słodko-gorzko

fot. Nina Leen (1909-1995)
Są czytelnicy na głodzie, którzy pochłaniają wszystko, co mają pod ręką. Byle szybko, byle więcej, byle jak najbardziej urozmaicenie - ale i tak mają nieustanne wyrzuty sumienia, że wszystkiego nie przeczytają. Czas płynie im coraz szybciej. Śledzenie nowości wydawniczych przyprawia niemal o zawał.
Są ci, którzy pogodzili się z własną ludzką niedoskonałością i przeżywają rozterki wyboru. Dziesięć razy przekartkują zanim się na coś zdecydują. W końcu skupiają się na ulubionych gatunkach, tematach, pisarzach. Osiągają jakieś szczęście spełnienia, odkrycia własnych gustów.
Kolejną grupę stanowią ci, którzy z premedytacją szukają mądrości i piękna wśród literatury faktu i klasyki. Wiele razy powracają do fragmentów, nad którymi rozmyślają, łączą je z innymi o podobnej treści. Notują, zakreślają, tworzą swoje bazy informacji.

Jest czytelnik badacz i czytelnik odkrywca. Badacz dokonuje analizy i syntezy, łączy i układa, natomiast odkrywca przeciera ścieżki wśród nowości, pomaga innym je ogarniać, zauważać trendy. Jeżeli są takie dwa bieguny czytelnicze, symetria odbioru książki, to należy uznać ten fakt  za swoisty podział ról jak niemalże na każdym kroku życia społecznego, gdzie albo się pracuje, albo eksperymentuje - to niemal motyw ikaryjski. Co jest między biegunami?  Czytelnik szczęśliwy i nieszczęśliwy, spełniony i poszukujący, dojrzały i rozedrgany w swych wyborach. To każdy, kto sięga po książkę z różnych powodów.
fot. Nina Leen (1909-1995)
Inna sprawa: Czytać nowości albo sięgać do książek, które już wyrobiły sobie jakąś markę wśród odbiorców słowa? Wiadomo, że dom buduje się od fundamentów, więc i obycie czytelnicze oraz gust trzeba kształtować od znaczących dzieł klasyków. Szkoła wskazuje tytuły, czasem zniechęca jednostronnymi, pospiesznymi analizami, jednak   jej niezaprzeczalną zaletą jest dotarcie do tych uczniów, którym dom nie ukształtował nawyków obcowania z literaturą. Co zrobią później z tą wiedzą, to już zależy od nich samych i nie jest moim celem w tej chwili analizowanie tego zjawiska. Znajomość klasyki, nawet pobieżna jest potrzebna do odczytywania aluzji literackich, rozpatrywania wykorzystywanych wątków w szerszym kontekście, spojrzenia na człowieka minionych epok, a nade wszystko na zrozumienie roli języka i kompozycji dzięki którym często pewne dzieła uznawane są za wielkie. Literatura najnowsza jest zawsze wielką niespodzianką pozbawioną opracowań. Uderza czytelnika siłą reklamy, czasami aktualną lub modną treścią, każe mu błądzić w gąszczu tytułów, po omacku korzystać z podpowiedzi krytyków albo opinii innych maniaków książek. Sztuką jest znaleźć w tym wszystkim swoją ścieżkę bez wchodzenia w ślepe uliczki. Należy podziwiać tych pionierów, którzy w całym galimatiasie zaczynają widzieć logikę, porządek i umieją swoje spostrzeżenia przekazać innym. Wyższą sztuką jest dostrzeżenie ciągłości literatury nie jako zmiennych obrazów epoki, dnia dzisiejszego, lecz człowieka, który przeżywa te same rozterki od wieków.
fot. Nina Leen (1909-1995)
Jeden z bohaterów Dawnych mistrzów Thomasa Bernharda wśród wielu dywagacji zajmuje się też jakością czytelniczego odbioru i czytania. Przewrotnie stwierdza, że wcale nie trzeba czytać książki kompletnie, bo czasami wystarczy kartkować. Zanim się przeczyta coś w całości, należy dziesiątki przekartkować nim wybierze jedną do przeczytania.  Utalentowany kartkujący  zatrzymuje się na jednej stronie  i "...kiedy jednak tę jedną stronę czyta, czyta ją tak gruntownie jak nikt inny i z największą pasją czytelniczą, jaką można sobie wyobrazić." Kartkowanie, zdaniem wypowiadającego się Regera, niesie w sobie dużo przyjemności czytelniczej. "W sumie przecież lepiej przeczytać niechby i trzy strony trzystustronicowej książki, za to tysiąc razy gruntowniej niż normalny czytelnik, który wszystko niby przeczyta, ale nawet jednej strony gruntownie, powiedział. Lepiej przeczytać dwanaście linijek książki z najwyższą intensywnością, czyli, jak można by powiedzieć, przebić się do Całości, niż gdybyśmy przeczytali całą książkę tak jak normalny czytelnik, który w końcu przeczytaną przez siebie książkę zna równie powierzchownie, jak lecący samolotem pasażer krajobraz, nad którym leci samolot. Nie dostrzega nawet zarysu terenu. A dzisiaj wszyscy czytają wszystko w locie, czytają wszystko, niczego nie znają. Ja, wszedłszy do książki, zaraz się do niej wprowadzam, proszę sobie wyobrazić, zapieram się rękami i nogami i siłą trzeba mnie z niej wyrywać, wkraczam na dwie, trzy strony tekstu filozoficznego, tak jakbym wkraczał na jakiś teren, w przyrodę, na terytorium państwa, część świata, niech panu będzie, aby w ową część świata wedrzeć się nie zaledwie niecałą siłą i niecałym sercem, lecz całkowicie, aby ją zbadać, a następnie po zbadaniu jej tak gruntownym, jak to tyko jest  w mojej mocy - móc dojśćdo konkluzji o Całości. Kto wszystko czyta, niczego nie pojął, powiedział." Dalej porównuje zachłannego czytelnika, tego żarłocznego, do mięsożercy, który nie dba o swoje zdrowie.  "szczyt przyjemności dają nam przecież fragmenty, tak jak i w życiu osiągamy szczyt przyjemności, przyglądając mu się we fragmentach, a jaką grozę budzi w nas Całość i w gruncie rzeczy też to, co jest doskonałe, kompletne."
fot. Nina Leen (1909-1995)
 "Dobry czytelnik powinien być w trakcie lektury zatopiony w niej właśnie, nie w dookolnych widokach."  - stwierdza przewrotnie Amos Oz. A ja dodam, że może to być klasyka, pachnąca farbą drukarską nowość lub strona wybrana z czułością po przekartkowaniu.
____________
Moje inspiracje:
Thomas Bernhard, Dawni mistrzowie. Komedia, przeł. Marek Kędzierski, wyd. II, Czytelnik, Warszawa 2010, ss. 23-24.
Amos Oz, Opowieść się rozpoczyna, przeł. Wacław Sadowski, Prószyński i S-ka, Warszawa, s. 142.