sobota, 29 czerwca 2013

Opowiadanie

"Czasami wydaje się, że opowiadanie ma własną wolę, wolę bycia powtórzonym, wolę znalezienia słuchacza, towarzysza. Tak, jak wielbłądy przemierzają pustynie, tak opowieści przemierzają samotność życia, oferując gościnę słuchaczowi albo szukając jej u niego. Przeciwieństwem opowieści nie jest cisza albo medytacja, lecz zapomnienie."

"Na czym polega akt opowiadania? Wydaje mi się, że to przeciwwaga dla wulgarności i głupoty. Opowiadania są permanentną deklaracją życia w świecie panującej głuchoty."

Wypowiedź Johna Bergera zapisana w książce Ryszard Kapuściński, To nie jest zawód dla cyników, PWN, Agora SA, Warszawa 2013, s. 206.

wtorek, 25 czerwca 2013

Sumienie

"A Ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym," - prosi mieszkaniec Czarnolasu, podkreślając wartość życia godnego wobec Boga, drugiego człowieka i siebie. Renesansowy poeta stawia również znak równości między czystym sumieniem a szczęściem w innym utworze, pieśni:
"Ale to grunt wesela prawego,
Kiedy człowiek sumnienia całego
Ani czuje w sercu żadnej wady, (...)"
Znakiem braku wyrzutów sumienia staje się skłonność do zabawy, okazywania radości, spotkań towarzyskich. Przeciwieństwem jest ten, którego "gryzie mól zakryty".

Leon Kruczkowski, pisząc dramat Niemcy, również podjął temat sumienia wpisanego w realia okupacyjne. Do posterunkowego Hoppego gdzieś w okupowanej Polsce niemiecki młynarz Schultz przyprowadza schwytane żydowskie dziecko, by wymierzył mu sprawiedliwość, a tym samym rozerwał się trochę, bo w miasteczku nudno. I tu pojawia się dylemat, bo z jednej strony są przepisy nazistowskiego prawa, z drugiej zbliża się urlop, który spędzi ze swoimi dziećmi i żoną, więc nie ma ochoty ubrudzić sobie rąk ostatnią zbrodnią. Chętnie by wypuścił to dziecko, bo i granatowy policjant Juryś komplementuje go, że jest porządnym człowiekiem. Hoppe waha się. Gdy jednak zorientuje się, iż Schultz stoi na mostku i czeka na odgłos rozstrzelania, wykonuje wyrok na dwunastoletnim Chaimku. Na nic zda się twierdzenie Jurysia "Ale przecież sumienie, panie Hoppe, ludzkie sumienie...", ponieważ "Dla niemieckiego człowieka sumieniem jest drugi niemiecki człowiek". Głos sumienia pojawi się niespodziewanie na moment za parę dni, gdy jego syn, podobnie jak Chaimek, zostanie poczęstowany jabłkiem. Czy "mól zakryty" będzie w jego życiu pojawiał się jeszcze? Tego nie wiemy. Sumienie wszak jest refleksją nad własnymi czynami w przeszłości powiązanymi z odróżnianiem dobra i zła.

Paradoks uzależnienia bycia porządnym człowiekiem nie od zasad wewnętrznych, moralnych, religijnych, lecz od nacisku drugiej osoby staje się źródłem niepokoju, bolesnych wspomnień, wyrzutów sumienia, które będą powracać. To problem, który może dotknąć każdego, gdy sprzeniewierzy się zasadom etycznym.
____________
Inspiracje
Jan Kochanowski, Na dom w Czarnolesie
Jan Kochanowski, Pieśń II, ks. I [Serce roście...]
Leon Kruczkowski, Niemcy

sobota, 18 lutego 2012

Z kopyta kulig rwie

Ciągną, ciągną sanie, góralskie koniki. 
Hej, jadą w saniach panny, przy nich janosiki.
Coraz który krzyknie nie wiadomo na co.
Hej, echo odpowiada, bo mu za to płacą.


z pocztówki
Śnieżna zima była czasem kuligów, tradycyjnej rozrywki karnawałowej od czasów staropolskich. Koniec wyznaczała Wstępna Środa (środa popielcowa), początek Wielkiego Postu. Jest więc i teraz okazja, aby przyjrzeć się paru wyrazistym obrazom kuligów w literaturze polskiej.
Ponieważ kuligiem jeździli w odwiedziny do sąsiadów obywatele stanu szlacheckiego, toteż i zabawom w zimowy czas nie było końca, bo i na przybyłych czekały przyjemności stołu, jadło i napitki, tańce, muzyka, rozmowy, ukradkowe spojrzenia tych, którzy mieli się ku sobie. Trudno było przewidzieć, jak długo potrwa kulig, gdyż odwiedzało się okoliczne dwory i pałace, a w każdym domostwie trzeba było uszczuplić zasoby spiżarni i piwniczki domowej.
"Między ustami a brzegiem pucharu wszystko zdarzyć się może..." U Marii Rodziewiczówny  w Poznańskiem jest ściśle zaplanowana kolejność kuligowych odwiedzin. Zanim wyruszy od Żdżarskich, dokonuje się losowania par, które pojadą w jednych saniach. Starsi w wygodnych, dużych, młodzież w mniejszych. Wiadomo, kto z młodych ma się ku sobie, kto chciałby wyznać swe uczucia, wyjaśnić nieporozumienia, więc i losom się pomoże tak ułożyć, by prawie każdy był zadowolony.  Janek wbrew młodym damom sprawił, iż  nawrócony na polskość Wenzel
, wnuk pani Ostrowskiej, mógł jechać z ukochaną Jadwigą. Sanie jadą jedne za drugimi, potem orszak wydłuża się coraz bardziej, czasami niektóre sanie wywracają się w zaspę śnieżną. Tymczasem u Wolickich już czeka orkiestra, a tańce będą trwały dwa dni. Można i w inny sposób urozmaicić sobie czas. Gra się w karty, w preferansa, i "diabełka", rozkłada tarota, pali cygara.
Juliusz Kossak, Kmicic z Oleńką na kuligu, 1885
"- Przyjechaliśmy tu niby kuligiem w tej myśli, żeby waćpannę zabrać i do Mitrunów przez lasy przewieźć, jako wczoraj była ugoda. Sanna okrutna, a i pogodę Bóg zdarzył mroźną."
Panna Billewiczówna w kunim kołpaczku zachwyciła się saniami ze srebrzystym niedźwiedziem, a wkrótce otulona fartuchem od sań z białego sukna podszytym białymi wilkami doznała niezwykłego wrażenia pędu, bliskości pięknego mężczyzny, pocałunków i wyznań Andrzeja Kmicica. Iskrzący się śnieg, migoczące w pędzie domy, drzewa tak upajały, iż Oleńka "poczuła słodką niemoc". 
Juliusz Kossak, Kmicic z Oleńką na saniach, 1887
 Wkrótce i pohukiwania Kmicicowych towarzyszy dały się słyszeć, a i panna nieśmiałym głosem odkrzyknęła, zaś samemu panu Andrzejowi przyszła ochota na śpiewy. O takiej to sytuacji jak z Sienkiewiczowskiego Potopu śpiewał zespół "Skaldowie".
Spod kopyt lecą skry, hej lecą skry,
Zmarznięta ziemia drży, hej ziemia drży.
Dziewczyna tuli się, hej tuli się.
Z kopyta kulig rwie, hej kulig rwie.
Patrz, gwiazdy świecą w domach, nisko na dnie.
Z kopyta kulig rwie...

Tak pięknie zaczynająca się zabawa urwała się niespodziewanie, gdyż w Upicie doszło do  konfliktu między mieszczanami a żołnierzami. "Ot! i kulig się nie udał."

Czesław Wasilewski (Zygmuntowicz Ignacy), Wesoła sanna, 1934
 Najpełniejszy obraz kuligowej zabawy przedstawił Stefan Żeromski w Popiołach.  Opis ogólny, szczegółowy, rejestracja sytuacji, prezentacja bohaterów jednostkowych i zbiorowych, dialogów, przyśpiewek, a wszystko składa się na wyjątkowo plastyczny i dynamiczny obraz kuligu, który gna przez Sandomierskie Płaskowzgórze. "Łańcuch kilkudziesięciu sań budził całą okolicę radosnym głosem dzwonków, brzmiącym łoskotem janczarów, trzaskaniem batów na cztery konie, wrzawą okrzyków, bębnów, fujarek, melodią śpiewów i muzyki." A i pajucy na szkapach pochodniami oświetlają   drogę, podążając za wiodącymi saniami arlekina w masce. Postać to wyjątkowa i ważna w całej logistyce zabawy. On wyznacza kierunek i daje hasło odjazdu, on też pierwszy przybywa do kolejnego dworu, a przybywszy,  "trzepiąc rózgą naokół po sprzętach, ścianach i plecach", wykrzykuje, "kręcąc się na pięcie:
- Hej! kulig, kulig!" - i daje sygnał do zabawy.

Czesław Wasilewski, Kulig
Na razie korowód gna, błyszczy kolorami. "Jedne [sanie] były snycerskiej roboty, pozłacane lub posrebrzane, z czasów jeszcze saskich i stanisławowskich, w kształcie łabędzi z długimi szyjami, w kształcie gryfów i orłów, pozaprzęgane czwórkami w piórach i czubach; inne zgoła prostackie, ledwie przez domowego cieślę pomalowane lubryką lub na zielono..." A kapele chłopskie, żydowskie rżną muzykę od ucha do ucha, a głosy mocne, donośne, damskie tkliwe dyszkanty rozlegają się dokoła, mieszają, przekrzykują, dodają otuchy, śmieszą. Rafał Olbromski po raz pierwszy dosiadał młodej klaczki i przebrany w strój krakowski jechał za saniami z dwiema damami. To  jemu starsza z pań zwraca uwagę, że jest milczek jak worek skórzany, w którym nogi trzymają, a kulig to nie pogrzeb. Toteż zeskakuje z konia i staje z tyłu sanek, by nie wyjść na osobę nieobytą i zaczyna rozmawiać. Tymczasem pojawia się kłopot z przeprawą przez rzekę, lecz towarzystwo rozochocone nie martwi się tym, sanie przecież można przenieść, a potem tańczyć wszędzie, gdy jest kapela, i to nie jedna. Starsi tylko patrzą się z zadowoleniem na młodzież wykazującą takie oznaki tężyzny fizycznej, to znak, że i ród przetrwa. 
 Kolejnym celem stają się skromne Tarniny Olbromskich. Rafał trochę wstydzi się przed Heleną ze skromności dworu, ale ojciec cześnik stanął na wysokości zadania i zaskoczył całą kompanię gościnnością. Staropolskie powitanie,  potem krakowiaki i inne tańce, a ubrania i przebrania aż furkoczą od chęci i emocji wywołanych pędem i radością. "Bawiono się z pełnego serca, hulano z potrzeby dusznej, tańczono w całym znaczeniu tego wyrazu do upadłego." A i jedzenia nie poskąpiono. "Jedzono na porcelanie, na cynie, na holenderskiej farfurze, na wszelkim naczyniu, jakie w domu było. Przepłynęła już była kolejka gdańskich wódek, obnoszono potrawy i strugą lać się zaczął węgrzyn." Gdy Rafał spoglądał na tańczącą Helenę, czuł ukłucie zazdrości. Bawiono się nie tylko tę noc, ale i kolejny dzień, a z głów kurzyło się coraz bardziej, nawet syn gospodarza tak nadużył węgrzyna, iż pani matka musiała go wspierać. Zatem nie dziwota, że nie dokończył zamiaru udania się na schadzkę z Heleną. "Około południa nazajutrz znaleziono go śpiącego na ziemi, o kilka kroków od posłania, z lewą nogą wbitą w rękaw modnego fraka, który powyrywał wprawdzie i rozdarł, ale zdołał wciągnąć na łydkę aż do kolana." Takie czasami były wspomnienia z kuligów, które wzmagały oczekiwania kolejnego roku zabaw.
O takich kuligach pisał w pierwszej połowie XVIII wieku nieoceniony Jędrzej Kitowicz.
____________
Inspiracje:
Maria Rodziewiczówna, Między ustami a brzegiem pucharu.
Henryk Sienkiewicz, Potop,  t.I.
Stefan Żeromski, Popioły, t. I.
Kulig, piosenka zespołu "Skaldowie"; A. Zieliński, A. Bianusz.

piątek, 25 marca 2011

Rozsypały się perły...

"Odkąd mi się ujawniły tak ostatecznie bezsens dziejów i to nędzne półpiekło naszej ziemskiej rzeczywistości, wszystkie ludzkie cuda, które kochałem - dzieła sztuki, dzieła poezji, wielkie czyny, wielkie postacie - rozsypały mi  się jak perły ze sznurka. Nie łączą się już w żadną całość; walają się tu i ówdzie... ale naszyjnika już nie ma - tego wspaniałego łańcucha, który był ozdobą istnienia." 
Tak napisał  14 maja 1943 r. Henryk Elzenberg w dzienniku Kłopot z istnieniem.

Myśl filozofa można wyjąć z kontekstu historii II wojny światowej i wstawić w dowolną epokę  krwi i pożogi, by stwierdzić, iż stan rozczarowania kulturą, całym dorobkiem ludzkości utrwalającym wiarę w piękno i dobro jest właściwy umysłom szlachetnym.Metafora naszyjnika z pereł i rozerwanie go jest bardzo wymowna. Cóż, zawsze potem ktoś z powrotem nawleka perły, inicjując kolejny etap wiary w moc filozofów, teologów, artystów. Należy się jednak przyjrzeć uważnie, kto to robi.

wtorek, 22 lutego 2011

44%

... Polaków przeczytało książkę z potrzeb zawodowych, zainteresowań.  I cieszmy się, że aż tyle. Nie zamartwiajmy się powierzchownymi badaniami robionymi po raz kolejny dla samych badań. Cóż nam mówi przypadkowa grupa nawet 2000  respondentów. Wiadomo, że nie każdy w jakiś nieznany sposób wytypowany bierze w nim udział. Ileż razy zdarzało się nam odłożyć słuchawkę albo wyrzucić otrzymaną ankietę. Rzetelność badań powinna opierać się wielu przesłankach, nie tylko zbadaniu stanu i podaniu tego w formie raportu do publicznej wiadomości, ale i poznaniu przyczyn oraz wskazania kierunków naprawy poprzez jasno określony i możliwy do zrealizowania program.

Pisze się, że nie czytają ludzie z wyższym wykształceniem. Należy się zapytać, a kto postanowił dać papiery ukończenia wyższej uczelni bezpłatnej lub płatnej każdemu, nawet temu, kto ma kłopoty z pisaniem i czytaniem. Kto uczynił z wyższych uczelni szkółkę, w której się uczy, a nie studiuje? Skąd ma czerpać pozytywne wzory ta nowa klasa średnia na glinianych nogach?
 Pisze się, że młodzi ludzie nie czytają. A jak konstruowane są kolejne programy reformy oświatowej?  Kto opracowuje spisy lektur dla kolejnych etapów edukacyjnych nie uwzględniających poziom językowy, wiedzę potrzebną do zrozumienia klasyki, stan emocjonalny? Kto opracowuje i wydaje oraz wypożycza  bryki? Niektórzy naiwnie podsuwają ograne tytuły, po które niby młodzież chętnie sięgnie, jak cykl o Harrym Potterze. Skąd ta wiedza powtarzana w mediach?  Kto sfinansuje zakup odpowiedniej ilości książek, by można z nimi było sensownie pracować na lekcjach? Kto zapewni, że za trzy lata nowe roczniki będą interesować się tymi samymi modnymi tytułami? Kto bada możliwości czasowe ucznia?
Nie pisze się, że starsi, ludzie na emeryturze również nie czytają. Dlaczego? Bo dawniej niektórzy z nich też nie czytali i nie mają nawyków czytelniczych. Nie należy też przeciwstawiać młodych i starych.
Inne pytanie, które mi się nasuwa: Czy rodzice i nauczyciele przedszkola oraz klas początkowych wiedzą, jak wyrabiać nawyki kontaktu z książką? Takie nawyki na zawsze, nie okazjonalne tworzenie ceremonii. Czy sami czytają?
Wiele jest pytań bez jednoznacznych odpowiedzi. To nie ceny książek, to nie brak dobrze zaopatrzonych w nowości bibliotek albo dostęp do mediów, internetu jest przeszkodą w uzyskiwaniu wyższych procentów.
Społeczeństwo tworzone po wojnie na nowo, entuzjastycznie wdrażające programy walki z analfabetyzmem, promujące awans społeczny, korzystające nie tylko z wydawanej klasyki, lecz i literatury propagandowej w stylu "Oblicza człowieka socjalizmu", w pewnym momencie zarzuciło pewne dobre wzorce reklamy książek w prasie i telewizji, uznając wszystko za biznes. Społeczeństwo? - ktoś się zastanowi. Tak, poprzez swoich przedstawicieli w miejscach, w których decyduje się o kulturze i oświacie. Efektem tego jest brak miejsca na ciągłą promocję w telewizji przede wszystkim. W tej chwili nie ma żadnego programu o książkach, a na wizji mówi się okazjonalnie tylko o tych sponsorowanych przez wydawców. Pozostaje jeszcze niszowe radio publiczne, które robi dobrą robotę na rzecz upowszechniania wiedzy o literaturze, no i blogi. Okazjonalnie w prasie i internecie dyskutuje się obszernie o książkach-sensacjach, których jeszcze prawie nikt nie czytał, bo przed premierą.
Kiedyś powszechne było udzielanie wywiadów na tle książek z własnej biblioteczki (nawet dowcipkowano na ten temat, że wzmacniają mądrość), teraz są programy o sławnych ludziach, pokazuje się ich domy, w których nie ma miejsca na książki. Czy są takie mało fotogeniczne lub wstydliwe? To też byłaby promocja czytelnictwa. Ojców i matek 56% nieczytających jest wielu.

Są ludzie, którzy patrzą, ale nie widzą, słuchają, lecz nie słyszą. Nie przerobimy wszystkich zjadaczy chleba w aniołów i trzeba się z tym pogodzić.

Jak tylko pociąg ruszył
zaczął wysoki brunet
i tak mówi do chłopca
z książką na kolanach
- kolega lubi czytać

- A lubię - odpowie tamten
czas szybciej leci
w domu zawsze robota
tu w oczy nikogo nie kole
- No pewnie macie rację
a co czytacie teraz

- Chłopów - odpowie tamten -
bardzo życiowa książka
tylko trochę za długa
i w sam raz na zimę

Wesele także czytałem
to jest właściwie sztuka
bardzo trudno zrozumieć
za dużo osób

Potop to co innego
czytasz i jakbyś widział
dobra - powiada - rzecz
prawie tak dobra jak kino

Hamlet - obcego autora
też bardzo zajmujący
tylko ten książkę duński
trochę za wielki mazgaj

tunel
ciemno w pociągu
rozmowa się nagle urwała
umilkł prawdziwy komentarz

na białych marginesach
ślad palców i ziemi
znaczony twardym paznokciem
zachwyt i potępienie

Zbigniew Herbert, Podróż do Krakowa z tomu Hermes, pies i gwiazda, 1957

Powyższy wiersz Herberta uzmysławia, że czytelnikiem jest się z wewnętrznej potrzeby, czasami wbrew otoczeniu. Można przekazywać tradycje kontaktu z książką, można uczyć, jednak to człowiek wybiera. Towarzyszy mu potrzeba wiedzy, wzruszenia, wejścia w świat niedostępny na co dzień. Sposób przetwarzania czytanego tekstu jest sprawą indywidualną i wcale nie gwarantuje osiągnięcia pełni wiedzy o życiu i świecie, gdy nie zestawimy jej z kumulowaniem tematów, wnioskowaniem i mądrą krytyką. Książka nie może istnieć obok życia, lecz przenikać się z nim.

czwartek, 17 lutego 2011

O czytelnikach słodko-gorzko

fot. Nina Leen (1909-1995)
Są czytelnicy na głodzie, którzy pochłaniają wszystko, co mają pod ręką. Byle szybko, byle więcej, byle jak najbardziej urozmaicenie - ale i tak mają nieustanne wyrzuty sumienia, że wszystkiego nie przeczytają. Czas płynie im coraz szybciej. Śledzenie nowości wydawniczych przyprawia niemal o zawał.
Są ci, którzy pogodzili się z własną ludzką niedoskonałością i przeżywają rozterki wyboru. Dziesięć razy przekartkują zanim się na coś zdecydują. W końcu skupiają się na ulubionych gatunkach, tematach, pisarzach. Osiągają jakieś szczęście spełnienia, odkrycia własnych gustów.
Kolejną grupę stanowią ci, którzy z premedytacją szukają mądrości i piękna wśród literatury faktu i klasyki. Wiele razy powracają do fragmentów, nad którymi rozmyślają, łączą je z innymi o podobnej treści. Notują, zakreślają, tworzą swoje bazy informacji.

Jest czytelnik badacz i czytelnik odkrywca. Badacz dokonuje analizy i syntezy, łączy i układa, natomiast odkrywca przeciera ścieżki wśród nowości, pomaga innym je ogarniać, zauważać trendy. Jeżeli są takie dwa bieguny czytelnicze, symetria odbioru książki, to należy uznać ten fakt  za swoisty podział ról jak niemalże na każdym kroku życia społecznego, gdzie albo się pracuje, albo eksperymentuje - to niemal motyw ikaryjski. Co jest między biegunami?  Czytelnik szczęśliwy i nieszczęśliwy, spełniony i poszukujący, dojrzały i rozedrgany w swych wyborach. To każdy, kto sięga po książkę z różnych powodów.
fot. Nina Leen (1909-1995)
Inna sprawa: Czytać nowości albo sięgać do książek, które już wyrobiły sobie jakąś markę wśród odbiorców słowa? Wiadomo, że dom buduje się od fundamentów, więc i obycie czytelnicze oraz gust trzeba kształtować od znaczących dzieł klasyków. Szkoła wskazuje tytuły, czasem zniechęca jednostronnymi, pospiesznymi analizami, jednak   jej niezaprzeczalną zaletą jest dotarcie do tych uczniów, którym dom nie ukształtował nawyków obcowania z literaturą. Co zrobią później z tą wiedzą, to już zależy od nich samych i nie jest moim celem w tej chwili analizowanie tego zjawiska. Znajomość klasyki, nawet pobieżna jest potrzebna do odczytywania aluzji literackich, rozpatrywania wykorzystywanych wątków w szerszym kontekście, spojrzenia na człowieka minionych epok, a nade wszystko na zrozumienie roli języka i kompozycji dzięki którym często pewne dzieła uznawane są za wielkie. Literatura najnowsza jest zawsze wielką niespodzianką pozbawioną opracowań. Uderza czytelnika siłą reklamy, czasami aktualną lub modną treścią, każe mu błądzić w gąszczu tytułów, po omacku korzystać z podpowiedzi krytyków albo opinii innych maniaków książek. Sztuką jest znaleźć w tym wszystkim swoją ścieżkę bez wchodzenia w ślepe uliczki. Należy podziwiać tych pionierów, którzy w całym galimatiasie zaczynają widzieć logikę, porządek i umieją swoje spostrzeżenia przekazać innym. Wyższą sztuką jest dostrzeżenie ciągłości literatury nie jako zmiennych obrazów epoki, dnia dzisiejszego, lecz człowieka, który przeżywa te same rozterki od wieków.
fot. Nina Leen (1909-1995)
Jeden z bohaterów Dawnych mistrzów Thomasa Bernharda wśród wielu dywagacji zajmuje się też jakością czytelniczego odbioru i czytania. Przewrotnie stwierdza, że wcale nie trzeba czytać książki kompletnie, bo czasami wystarczy kartkować. Zanim się przeczyta coś w całości, należy dziesiątki przekartkować nim wybierze jedną do przeczytania.  Utalentowany kartkujący  zatrzymuje się na jednej stronie  i "...kiedy jednak tę jedną stronę czyta, czyta ją tak gruntownie jak nikt inny i z największą pasją czytelniczą, jaką można sobie wyobrazić." Kartkowanie, zdaniem wypowiadającego się Regera, niesie w sobie dużo przyjemności czytelniczej. "W sumie przecież lepiej przeczytać niechby i trzy strony trzystustronicowej książki, za to tysiąc razy gruntowniej niż normalny czytelnik, który wszystko niby przeczyta, ale nawet jednej strony gruntownie, powiedział. Lepiej przeczytać dwanaście linijek książki z najwyższą intensywnością, czyli, jak można by powiedzieć, przebić się do Całości, niż gdybyśmy przeczytali całą książkę tak jak normalny czytelnik, który w końcu przeczytaną przez siebie książkę zna równie powierzchownie, jak lecący samolotem pasażer krajobraz, nad którym leci samolot. Nie dostrzega nawet zarysu terenu. A dzisiaj wszyscy czytają wszystko w locie, czytają wszystko, niczego nie znają. Ja, wszedłszy do książki, zaraz się do niej wprowadzam, proszę sobie wyobrazić, zapieram się rękami i nogami i siłą trzeba mnie z niej wyrywać, wkraczam na dwie, trzy strony tekstu filozoficznego, tak jakbym wkraczał na jakiś teren, w przyrodę, na terytorium państwa, część świata, niech panu będzie, aby w ową część świata wedrzeć się nie zaledwie niecałą siłą i niecałym sercem, lecz całkowicie, aby ją zbadać, a następnie po zbadaniu jej tak gruntownym, jak to tyko jest  w mojej mocy - móc dojśćdo konkluzji o Całości. Kto wszystko czyta, niczego nie pojął, powiedział." Dalej porównuje zachłannego czytelnika, tego żarłocznego, do mięsożercy, który nie dba o swoje zdrowie.  "szczyt przyjemności dają nam przecież fragmenty, tak jak i w życiu osiągamy szczyt przyjemności, przyglądając mu się we fragmentach, a jaką grozę budzi w nas Całość i w gruncie rzeczy też to, co jest doskonałe, kompletne."
fot. Nina Leen (1909-1995)
 "Dobry czytelnik powinien być w trakcie lektury zatopiony w niej właśnie, nie w dookolnych widokach."  - stwierdza przewrotnie Amos Oz. A ja dodam, że może to być klasyka, pachnąca farbą drukarską nowość lub strona wybrana z czułością po przekartkowaniu.
____________
Moje inspiracje:
Thomas Bernhard, Dawni mistrzowie. Komedia, przeł. Marek Kędzierski, wyd. II, Czytelnik, Warszawa 2010, ss. 23-24.
Amos Oz, Opowieść się rozpoczyna, przeł. Wacław Sadowski, Prószyński i S-ka, Warszawa, s. 142.

piątek, 28 stycznia 2011

O krytykach

Krytyków literackich można lubić lub nie, można się  obawiać ich ciętego języka, przenikliwości, irytować ocenami, które są wynikiem upodobań, wiedzy o literaturze, poetyce, nawet osobistych sympatii, można potulnie stulić po sobie uszy lub się buntować, ironizować. Krytyka literacka uchodzi za forpocztę historii literatury, zdanie współczesnych znawców na temat aktualnego rynku wydawniczego, które  można będzie wziąć pod uwagę w przyszłości. Z perspektywy pokolenia można wszak dostrzec nowe prądy, tematy epoki. Tak było w czasach rozkwitu prasy, która nawet w codziennych wydaniach miała rubrykę literacką, a specjalistyczna poświęcona była współczesnym zjawiskom kultury. Dzisiaj jednak wiele wysokonakładowych gazet usunęło dodatki literackie, rubryki poświęcone książkom są ubogie, czasopisma literackie dostępne są dla wybranych, gdyż nawet przeciętne biblioteki nie prenumerują tej prasy. Jednak rzecz nie tyle w dostępności co jakości. Przeciętnego czytelnika może i nie interesują polemiki literackie, gdyż nie wie, czemu służą, a czasami odstręcza go zbyt hermetyczny język, ale może pociągnęłaby go indywidualność piszącego o literaturze. Idąc dalej, można dodać, że krytycy nie potrafią ze sobą dyskutować na łamach prasy, raczej okopują się w pismach, z którymi współpracują. Piszą recenzje, głównie o charakterze informacyjnym, czasami  oceniają, że nie podoba się im okładka lub wstawiają słowa hit, kit, rzadko trafia się dobry felieton. Wyższą sztuką jest już napisanie eseju lub artykułu o twórczości pisarzy lub popularności gatunków literackich, nowych trendach kompozycyjnych lub wykorzystaniu języka. Nie jest dziwne, że o krytykach krytycznie wypowiadają się pisarze, a jeszcze inni biorą sprawy w swoje ręce i ochoczo objaśniają meandry swojej twórczości i zamysły twórcze w wywiadach lub własnych szkicach literackich, by któryś z krytyków wykorzystał ich słowa w swoich tekstach.

Świadek 1. - Milan Kundera, buntownik
W Zdradzonych testamentach Milan Kundera proponuje nowe spojrzenie na zachowany dorobek literacki Franza Kafki, sugerując odświeżenie kontaktu z tekstami. Tym samym zaleca oderwanie się od tradycji interpretacyjnej zapoczątkowanej przez przyjaciela autora, który nie wypełnił testamentu wybitnego prozaika. Max Brod, rozpoczynając batalię o miejsce Kafki w historii literatury, uznał, że odzew przyniesie nie tylko wydanie tekstów, lecz i ich interpretacja. Jednak ona była uwarunkowana jego pojmowaniem sztuki powieści. Sam był miernym pisarzem i nie odniósł w tej dziedzinie sukcesów. "Jednak człowiek piszący kiepskie wiersze staje się niebezpieczny w chwili, gdy zabiera się do wydawania dzieł swego przyjaciela." - stwierdza Kundera - dodając, iż stworzył trwajacą od lat kafkologię. "Kafkolodzy ochoczo i hałaśliwie podważają autorytet ich ojca, nigdy jednak nie opuszczają miejsca, które ten im wyznaczył. (...) W niezliczonych przedmowach, przysłowiach, przypisach, biografiach i monografiach wytwarza ona i podtrzymuje obraz Kafki tak, że autor znany publiczności pod nazwiskiem Kafka nie jest już Kafką, lecz Kafką skafkalogizowanym." Sama "kafkologia jest językiem mającym na celu skafkalogizowanie Kafki. Zastąpienie Kafki Kafką  skafkalogizowanym." Milan Kundera podaje pięć argumentów na poparcie swoich poglądów, które dotyczą nadużyć interpretacyjnych opartych o biografię, a nie o kontekst historii powieści europejskiej, działań "hagiograficznych", ale też ignorowanie  oddziaływań pisarzy na rzecz wpływów filozofów, niedostrzeganie istnienia sztuki modernistycznej. "Kafkologia nie jest krytyką literacką (nie rozważa wartości dzieła: nie znanych dotychczas stron egzystencji przez to dzieło odsłoniętych,jego estetycznych nowosci,które wpłynęły na ewolucję sztuki, itd.); kafkologia jest egzegezą. Jako egzegeza, w powieściach Kafki dojrzeć potrafi jedynie alegorie." Protest Kundery przeciwko schematom interpretacyjnym powinien cieszyć tych, którzy nie są przekonani, iż o uznanych twórcach napisano już wszystko i nic nowego wnieść nie można. Jest to też nawoływanie do bycia niepokornym ku chwale literatury. To też zachęta do czytania dorobku pisarskiego w kontekście gatunków, języka, wykorzystywanych motywów.

Świadkowie 2. i 3. -  ironiczni

Krytycznie o krytykach wypowiadali się pisarze, lecz i ci, którzy podejmowali romans z tą dziedziną popularyzowania literatury. Uszczypliwości dotyczyły nadmiernego teoretyzowania, zbytniej pewności swej władzy niektórych z nich:
Krytycy to jednonodzy teoretycy skoku w dal. / Harold Pinter
Innymi słowami wyraził to samo Tadeusz Żeleński - Boy
Krytyk i eunuch z jednej są parafii
Obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi.

Dlaczego jednak krytyk nie jest Dostojewskim, Mannem, Woolf, itp, skoro zasady organizacji tekstu i kreowania świata przedstawionego ma w małym palcu? Subiektywne opinie krytyków zmuszają do odbijania ich piłeczki przez  literatów. Mecz może trwać bez końca.

Świadek 4. - Julian Kornhauser, łowca fraz
"Można w tych wersach zaakcentować (a więc: wzmocnić znaczeniowo)
cztery początkowe przymiotniki"
"możemy podkreślić wszystkie słowa wiersza (albo - nie podkreślać
żadnego z nich)"
"w obu przypadkach duchowe zranienie przenika się z katastrofą kosmosu"
"Co można zrobić z uzewnętrznionym doświadczeniem umniejszenia?"
"ilość uwagi poświęconej kotom - to sygnały, iż tę odmianę spotkania
traktuje poeta ze szczególną powagą"
W tym czasie jeden z kotów poety liże łapki,
nie akcentując żadnej z nich.

Krytyka literacka o poezji z tomu "Origami"

Krytyk literacki ma swój zasób słów, fraz, które wykorzystuje w zależności od potrzeb. W dobie internetu można zastosować opcję kopiuj/wklej.

Świadek 5. - Thomas Bernhard, przewrotnie naiwny chytrus
"Mnie jest milej, kiedy ktoś pisze pozytywnie, a nie negatywnie. Obojętnie, kto to jest. Ważne, żeby to było długie. Bo wtedy więcej jest w środku, prawda?" To metoda zaczepna, gdyż następuje potem porównanie z jedzeniem.  Krytyka to jednak konsumpcja z karty dań. Całkiem słuszne spostrzeżenie. Dobrze, gdy klient sam sobie wybiera i jest zadowolony, chyba, że kucharz spartaczył danie. Bywa jednak klient tak upierdliwy, że aż prosi się, by mu napluć w talerz. Bernhard stwierdza, iż najważniejsze jest, by dużo było napisane, obojętnie czy pozytywnie, czy negatywnie. A może kieruje uwagę na to, że nie każdy przeczyta długich wypocin prasowych? To jednak nie wszystko, co ma do powiedzenia o piszących w prasie. Za dużo zarabiają, a pisarz powinien dostawać jeszcze to co oni. "To, co oni wkładają do środka, w gruncie rzeczy jest moje, bo gdyby nie ja, to taki krytyk nie miałby o czym pisać." Współpracownicy zarabiają mniej niż pracownicy etatowi. "...nigdy nie interesuje go, żeby zrobić coś dobrego, bo i tak ma pewną posadę, więc wyciska ciągle tę swoją tubę, aż kiedy stuknie mu sześćdziesiątka, tuba robi się pusta, o ile już wcześniej nie trafi go szlag. (...) Colgate - ciągle wychodzi z niej to samo o tym samym smaku. Z Blend-a-med też. Ale na koniec wszyscy piszą najzwyklejszym Lacalutem, bo są starzy - wtedy jest to pisanie protezowe. Krytyki wkłada się na noc do szklanki jak sztuczną szczękę." Każdy krytyk ma swoją tubkę, ale  wyciśnięta zawartość jest marnej jakości, a jeszcze gorzej, gdy na siłę pisze się o czymś do czego nie ma się przekonania lub kompetencji. W innym miejscu wypowiada się jednak na temat "walenia", oczywiście słownego w prasie i mediach. "Zawsze się cieszę, gdy ktoś we mnie wali, bo wtedy mogę mu po trzykroć oddać, a to czyni człowieka silnym." Krytyka jest więc żerowaniem na twórczości pisarza, pisaniem długich (nie zawsze), lecz miałkich tekstów, ale i atakujących personalnie, co zmusza pisarza do reakcji.

Świadek 6. optymistyczny - Oscar Wilde
"Krytykiem jest ten, kto swe własne wrażenia piękna umie w odmiennej wyrazić formie, nowy im nadać kształt. "/ Portret Doriana Graya (Przedmowa)
Dodaje też
"Niezgodność krytyków między sobą dowodzi zgodności artysty ze sobą. Możemy komuś wybaczyć, że stwarza coś użytecznego, dopóki dzieła swego nie podziwia. Jedynym usprawiedliwieniem dla człowieka, który stwarza coś bezużytecznego, jest wielki podziw dla swego dzieła."
I rzucił piłeczkę do ogródka twórców, zarzucając im czasami zbytnie zadufanie, pewność genialności tego, co się stworzyło.

Krytyka w czasach Internetu
Dzieło literackie jako fakt społeczny i twór językowy  stoi między twórcą a czytelnikiem, a krytyka literacka ma mu stworzyć warunki zaistnienia. Ponieważ prasa kulturalna lub ta z działami o kulturze w wersji papierowej nie dociera do czytelnika masowego, w dzisiejszych czasach funkcję informującą, oceniającą i opisującą może wypełnić Internet. Wydania elektroniczne gazet i czasopism istnieją w sieci, lecz ich siła oddziaływania nie jest zbyt duża. Lukę w łączności książka - czytelnik wypełniają blogi chętnie krytykowane przez fachowców za niską jakość, brak warsztatu krytycznoliterackiego pozwalającego oceniać tekst, jednakże ci fachowcy jakoś nie opanowali masowo Internetu, a ci, którzy prowadzą blogi nie wyróżniają się swoimi wyjątkowymi umiejętnościami i przenikliwością badawczą. Jak zawsze, tak i tu nie można uogólniać, bo jakość blogów o książkach jest też różna, jednak temat ten wymaga gruntownego badania i opisywania. Należy się jednak cieszyć, że tyle osób lubi czytać, ma swoje gusta literackie i chce się dzielić z innymi pasją. Wartość popularyzatorska zdaje się być doceniana szczególnie przez małe wydawnictwa, które dzięki blogom współpracującym mają bezpłatną i szybką reklamę. Krytyka literacka w Internecie wciąż jeszcze czeka na zagospodarowanie, bo miejsca jest dosyć sporo.
__________
Moje inspiracje:
Milan Kundera, Zdradzone testamenty, przeł. z francuskiego Marek Bieńczyk, PIW 1996.
Thomas Bernhard, Spotkanie. Rozmowy z Kristą Fleischmann, przeł. Sława Lisiecka, PIW 2010.