... Polaków przeczytało książkę z potrzeb zawodowych, zainteresowań. I cieszmy się, że aż tyle. Nie zamartwiajmy się powierzchownymi badaniami robionymi po raz kolejny dla samych badań. Cóż nam mówi przypadkowa grupa nawet 2000 respondentów. Wiadomo, że nie każdy w jakiś nieznany sposób wytypowany bierze w nim udział. Ileż razy zdarzało się nam odłożyć słuchawkę albo wyrzucić otrzymaną ankietę. Rzetelność badań powinna opierać się wielu przesłankach, nie tylko zbadaniu stanu i podaniu tego w formie raportu do publicznej wiadomości, ale i poznaniu przyczyn oraz wskazania kierunków naprawy poprzez jasno określony i możliwy do zrealizowania program.
Pisze się, że nie czytają ludzie z wyższym wykształceniem. Należy się zapytać, a kto postanowił dać papiery ukończenia wyższej uczelni bezpłatnej lub płatnej każdemu, nawet temu, kto ma kłopoty z pisaniem i czytaniem. Kto uczynił z wyższych uczelni szkółkę, w której się uczy, a nie studiuje? Skąd ma czerpać pozytywne wzory ta nowa klasa średnia na glinianych nogach?
Pisze się, że młodzi ludzie nie czytają. A jak konstruowane są kolejne programy reformy oświatowej? Kto opracowuje spisy lektur dla kolejnych etapów edukacyjnych nie uwzględniających poziom językowy, wiedzę potrzebną do zrozumienia klasyki, stan emocjonalny? Kto opracowuje i wydaje oraz wypożycza bryki? Niektórzy naiwnie podsuwają ograne tytuły, po które niby młodzież chętnie sięgnie, jak cykl o Harrym Potterze. Skąd ta wiedza powtarzana w mediach? Kto sfinansuje zakup odpowiedniej ilości książek, by można z nimi było sensownie pracować na lekcjach? Kto zapewni, że za trzy lata nowe roczniki będą interesować się tymi samymi modnymi tytułami? Kto bada możliwości czasowe ucznia?
Nie pisze się, że starsi, ludzie na emeryturze również nie czytają. Dlaczego? Bo dawniej niektórzy z nich też nie czytali i nie mają nawyków czytelniczych. Nie należy też przeciwstawiać młodych i starych.
Inne pytanie, które mi się nasuwa: Czy rodzice i nauczyciele przedszkola oraz klas początkowych wiedzą, jak wyrabiać nawyki kontaktu z książką? Takie nawyki na zawsze, nie okazjonalne tworzenie ceremonii. Czy sami czytają?
Wiele jest pytań bez jednoznacznych odpowiedzi. To nie ceny książek, to nie brak dobrze zaopatrzonych w nowości bibliotek albo dostęp do mediów, internetu jest przeszkodą w uzyskiwaniu wyższych procentów.
Społeczeństwo tworzone po wojnie na nowo, entuzjastycznie wdrażające programy walki z analfabetyzmem, promujące awans społeczny, korzystające nie tylko z wydawanej klasyki, lecz i literatury propagandowej w stylu "Oblicza człowieka socjalizmu", w pewnym momencie zarzuciło pewne dobre wzorce reklamy książek w prasie i telewizji, uznając wszystko za biznes. Społeczeństwo? - ktoś się zastanowi. Tak, poprzez swoich przedstawicieli w miejscach, w których decyduje się o kulturze i oświacie. Efektem tego jest brak miejsca na ciągłą promocję w telewizji przede wszystkim. W tej chwili nie ma żadnego programu o książkach, a na wizji mówi się okazjonalnie tylko o tych sponsorowanych przez wydawców. Pozostaje jeszcze niszowe radio publiczne, które robi dobrą robotę na rzecz upowszechniania wiedzy o literaturze, no i blogi. Okazjonalnie w prasie i internecie dyskutuje się obszernie o książkach-sensacjach, których jeszcze prawie nikt nie czytał, bo przed premierą.
Kiedyś powszechne było udzielanie wywiadów na tle książek z własnej biblioteczki (nawet dowcipkowano na ten temat, że wzmacniają mądrość), teraz są programy o sławnych ludziach, pokazuje się ich domy, w których nie ma miejsca na książki. Czy są takie mało fotogeniczne lub wstydliwe? To też byłaby promocja czytelnictwa. Ojców i matek 56% nieczytających jest wielu.
Kiedyś powszechne było udzielanie wywiadów na tle książek z własnej biblioteczki (nawet dowcipkowano na ten temat, że wzmacniają mądrość), teraz są programy o sławnych ludziach, pokazuje się ich domy, w których nie ma miejsca na książki. Czy są takie mało fotogeniczne lub wstydliwe? To też byłaby promocja czytelnictwa. Ojców i matek 56% nieczytających jest wielu.
Są ludzie, którzy patrzą, ale nie widzą, słuchają, lecz nie słyszą. Nie przerobimy wszystkich zjadaczy chleba w aniołów i trzeba się z tym pogodzić.
Jak tylko pociąg ruszył
zaczął wysoki brunet
i tak mówi do chłopca
z książką na kolanach
- kolega lubi czytać
- A lubię - odpowie tamten
czas szybciej leci
w domu zawsze robota
tu w oczy nikogo nie kole
- No pewnie macie rację
a co czytacie teraz
- Chłopów - odpowie tamten -
bardzo życiowa książka
tylko trochę za długa
i w sam raz na zimę
Wesele także czytałem
to jest właściwie sztuka
bardzo trudno zrozumieć
za dużo osób
Potop to co innego
czytasz i jakbyś widział
dobra - powiada - rzecz
prawie tak dobra jak kino
Hamlet - obcego autora
też bardzo zajmujący
tylko ten książkę duński
trochę za wielki mazgaj
tunel
ciemno w pociągu
rozmowa się nagle urwała
umilkł prawdziwy komentarz
na białych marginesach
ślad palców i ziemi
znaczony twardym paznokciem
zachwyt i potępienie
Zbigniew Herbert, Podróż do Krakowa z tomu Hermes, pies i gwiazda, 1957
Powyższy wiersz Herberta uzmysławia, że czytelnikiem jest się z wewnętrznej potrzeby, czasami wbrew otoczeniu. Można przekazywać tradycje kontaktu z książką, można uczyć, jednak to człowiek wybiera. Towarzyszy mu potrzeba wiedzy, wzruszenia, wejścia w świat niedostępny na co dzień. Sposób przetwarzania czytanego tekstu jest sprawą indywidualną i wcale nie gwarantuje osiągnięcia pełni wiedzy o życiu i świecie, gdy nie zestawimy jej z kumulowaniem tematów, wnioskowaniem i mądrą krytyką. Książka nie może istnieć obok życia, lecz przenikać się z nim.