czwartek, 17 lutego 2011

O czytelnikach słodko-gorzko

fot. Nina Leen (1909-1995)
Są czytelnicy na głodzie, którzy pochłaniają wszystko, co mają pod ręką. Byle szybko, byle więcej, byle jak najbardziej urozmaicenie - ale i tak mają nieustanne wyrzuty sumienia, że wszystkiego nie przeczytają. Czas płynie im coraz szybciej. Śledzenie nowości wydawniczych przyprawia niemal o zawał.
Są ci, którzy pogodzili się z własną ludzką niedoskonałością i przeżywają rozterki wyboru. Dziesięć razy przekartkują zanim się na coś zdecydują. W końcu skupiają się na ulubionych gatunkach, tematach, pisarzach. Osiągają jakieś szczęście spełnienia, odkrycia własnych gustów.
Kolejną grupę stanowią ci, którzy z premedytacją szukają mądrości i piękna wśród literatury faktu i klasyki. Wiele razy powracają do fragmentów, nad którymi rozmyślają, łączą je z innymi o podobnej treści. Notują, zakreślają, tworzą swoje bazy informacji.

Jest czytelnik badacz i czytelnik odkrywca. Badacz dokonuje analizy i syntezy, łączy i układa, natomiast odkrywca przeciera ścieżki wśród nowości, pomaga innym je ogarniać, zauważać trendy. Jeżeli są takie dwa bieguny czytelnicze, symetria odbioru książki, to należy uznać ten fakt  za swoisty podział ról jak niemalże na każdym kroku życia społecznego, gdzie albo się pracuje, albo eksperymentuje - to niemal motyw ikaryjski. Co jest między biegunami?  Czytelnik szczęśliwy i nieszczęśliwy, spełniony i poszukujący, dojrzały i rozedrgany w swych wyborach. To każdy, kto sięga po książkę z różnych powodów.
fot. Nina Leen (1909-1995)
Inna sprawa: Czytać nowości albo sięgać do książek, które już wyrobiły sobie jakąś markę wśród odbiorców słowa? Wiadomo, że dom buduje się od fundamentów, więc i obycie czytelnicze oraz gust trzeba kształtować od znaczących dzieł klasyków. Szkoła wskazuje tytuły, czasem zniechęca jednostronnymi, pospiesznymi analizami, jednak   jej niezaprzeczalną zaletą jest dotarcie do tych uczniów, którym dom nie ukształtował nawyków obcowania z literaturą. Co zrobią później z tą wiedzą, to już zależy od nich samych i nie jest moim celem w tej chwili analizowanie tego zjawiska. Znajomość klasyki, nawet pobieżna jest potrzebna do odczytywania aluzji literackich, rozpatrywania wykorzystywanych wątków w szerszym kontekście, spojrzenia na człowieka minionych epok, a nade wszystko na zrozumienie roli języka i kompozycji dzięki którym często pewne dzieła uznawane są za wielkie. Literatura najnowsza jest zawsze wielką niespodzianką pozbawioną opracowań. Uderza czytelnika siłą reklamy, czasami aktualną lub modną treścią, każe mu błądzić w gąszczu tytułów, po omacku korzystać z podpowiedzi krytyków albo opinii innych maniaków książek. Sztuką jest znaleźć w tym wszystkim swoją ścieżkę bez wchodzenia w ślepe uliczki. Należy podziwiać tych pionierów, którzy w całym galimatiasie zaczynają widzieć logikę, porządek i umieją swoje spostrzeżenia przekazać innym. Wyższą sztuką jest dostrzeżenie ciągłości literatury nie jako zmiennych obrazów epoki, dnia dzisiejszego, lecz człowieka, który przeżywa te same rozterki od wieków.
fot. Nina Leen (1909-1995)
Jeden z bohaterów Dawnych mistrzów Thomasa Bernharda wśród wielu dywagacji zajmuje się też jakością czytelniczego odbioru i czytania. Przewrotnie stwierdza, że wcale nie trzeba czytać książki kompletnie, bo czasami wystarczy kartkować. Zanim się przeczyta coś w całości, należy dziesiątki przekartkować nim wybierze jedną do przeczytania.  Utalentowany kartkujący  zatrzymuje się na jednej stronie  i "...kiedy jednak tę jedną stronę czyta, czyta ją tak gruntownie jak nikt inny i z największą pasją czytelniczą, jaką można sobie wyobrazić." Kartkowanie, zdaniem wypowiadającego się Regera, niesie w sobie dużo przyjemności czytelniczej. "W sumie przecież lepiej przeczytać niechby i trzy strony trzystustronicowej książki, za to tysiąc razy gruntowniej niż normalny czytelnik, który wszystko niby przeczyta, ale nawet jednej strony gruntownie, powiedział. Lepiej przeczytać dwanaście linijek książki z najwyższą intensywnością, czyli, jak można by powiedzieć, przebić się do Całości, niż gdybyśmy przeczytali całą książkę tak jak normalny czytelnik, który w końcu przeczytaną przez siebie książkę zna równie powierzchownie, jak lecący samolotem pasażer krajobraz, nad którym leci samolot. Nie dostrzega nawet zarysu terenu. A dzisiaj wszyscy czytają wszystko w locie, czytają wszystko, niczego nie znają. Ja, wszedłszy do książki, zaraz się do niej wprowadzam, proszę sobie wyobrazić, zapieram się rękami i nogami i siłą trzeba mnie z niej wyrywać, wkraczam na dwie, trzy strony tekstu filozoficznego, tak jakbym wkraczał na jakiś teren, w przyrodę, na terytorium państwa, część świata, niech panu będzie, aby w ową część świata wedrzeć się nie zaledwie niecałą siłą i niecałym sercem, lecz całkowicie, aby ją zbadać, a następnie po zbadaniu jej tak gruntownym, jak to tyko jest  w mojej mocy - móc dojśćdo konkluzji o Całości. Kto wszystko czyta, niczego nie pojął, powiedział." Dalej porównuje zachłannego czytelnika, tego żarłocznego, do mięsożercy, który nie dba o swoje zdrowie.  "szczyt przyjemności dają nam przecież fragmenty, tak jak i w życiu osiągamy szczyt przyjemności, przyglądając mu się we fragmentach, a jaką grozę budzi w nas Całość i w gruncie rzeczy też to, co jest doskonałe, kompletne."
fot. Nina Leen (1909-1995)
 "Dobry czytelnik powinien być w trakcie lektury zatopiony w niej właśnie, nie w dookolnych widokach."  - stwierdza przewrotnie Amos Oz. A ja dodam, że może to być klasyka, pachnąca farbą drukarską nowość lub strona wybrana z czułością po przekartkowaniu.
____________
Moje inspiracje:
Thomas Bernhard, Dawni mistrzowie. Komedia, przeł. Marek Kędzierski, wyd. II, Czytelnik, Warszawa 2010, ss. 23-24.
Amos Oz, Opowieść się rozpoczyna, przeł. Wacław Sadowski, Prószyński i S-ka, Warszawa, s. 142.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Świetny wpis, zmusił mnie do zastanowienia się nad tym jakim ja jestem czytelnikiem. I po zastanowieniu mogę stwierdzić, że w sumie dalej nie wiem :)

Chihiro pisze...

Fantastyczny tekst, Nutto. Pamiętam z czasów nastoletnich zachłanne czytanie, rozpoczynanie już w drodze z biblioteki, czytanie pod ławką na lekcjach fizyki, na spacerze z psem, w autobusie. Kończyłam czasem książkę i pamiętałam jedną scenę. Dziś potrzebuję warunków do lektury. Nie czytam, gdy świat wokół jest ciekawsze, gdy moje myśli krążą wokół czegoś innego, tak, że zrozumienie jednego zdania przychodzi mi z trudem. Za to jak czytam, to czytam z pasją, namiętnie, zakochując się w autorze na chwil kilka. Źle jest, gdy podczas lektury myślę już o kolejnych książkach. Tłumię w sobie zachłanność. Lepiej mniej, a dokładniej, niż więcej, a po łebkach - to też moja dewiza. Oczywiste jest, że po latach pewne szczegóły ulatują, zamazuje się rys książki, nie można już tak wyraźnie stwierdzić, co nas w danej książce poruszyło (bo co poruszyło dawniej, wcale nie musi poruszać dziś).
Mogę powiedzieć o sobie, że jestem i czytelnikiem badaczem (mus, jeśli chce się też pisać o literaturze) i czytelnikiem odkrywcą. I wszystkim pomiędzy.

nutta pisze...

Charliethelibrarian, prawie wszyscy poszukujemy lektury odpowiedniej na czas czytania. Przez to określenie rozumiem zaspokajanie potrzeby pożądanych treści w tym momencie naszego życia, sposobu pisania, jednocześnie oczekiwanie wskazówek lub potwierdzenia spostrzeżeń, których nie umiemy jednoznacznie nazwać. Dlatego kartkujemy i szukamy wśród nowości i klasyki, chętnie sięgając do dzienników, listów, itp. Niektórym w zupełności wystarczy literatura popularna. Tak jak piszesz, zastanawiamy się, ale też coraz bardziej precyzujemy obszar własnych zainteresowań.
Pozdrawiam:)

nutta pisze...

Chihiro, mnie zawsze wzruszały opowieści o czytaniu z latarką pod kołdrą. Sama nie musiałam tego podstępu stosować, bo nikt mi nie zabraniał doczytać do końca tego, co mnie interesowało, ale żal, że nie broniono, gdzieś tkwił. Nawet próbowałam wczuć się w rolę osoby z książką i latarką:)
Ostatnio w ramach spotkań DKK poznałam starszą gospodynię domową, namiętną czytelniczkę, która czyta wszędzie. Jej dzień zaczyna się od książki. Ponieważ nie jest zamożna i musi oszczędzać na świetle, czyta w oknie tak długo jak może. Czyta w czasie gotowania obiadu i nie raz go przypaliła. Podoba mi się takie książkowe szaleństwo,które przenosi ją w światy na co dzień niedostępne.
Poruszyłaś temat warunków do czytania. Masz rację, bo są książki, które wymagają rytuału, wymoszczenia czytelniczego gniazda. W czytaniu ważne stają się okoliczności sięgnięcia po tę a nie inną książkę. To czytelnicza arystokracją, która zdaje się istnieć obok tych lektur, które można nosić przy sobie i podczytywać w każdych warunkach.
Z czasem stajemy się badaczami.

B. Silver pisze...

Ja ostatnio czytam przeważnie własne książki, z półeczki, niektóre nie pierwszy już raz. Zauważyłam również, że coraz mniej ciekawi mnie beletrystyka, za to mocniej nęcą książki historyczne, biograficzne... Ps: Nie komentuję na twoim blogu z książkami tylko dlatego, że skasowałam z prywatnych powodów wszystkie konta na blox.pl. Fajnie by było, jakbyś kiedyś przeniosła się na bloggera. Piszę to żebyś wiedziała, droga Nutto, że nadal cię czytuję ;)

Pozdrawiam ciepło i serdecznie :)

Marat Dakunin pisze...

kartkowanie owo..bywa przekleństwem..wszystko układa się samo, a wpada w rękę właśnie to co miało..